~*~
Świat jest ogromny. Mugole oferują miliony ofert lotów; z
jednego końca Ziemi na drugi. I mimo to, znalazłam się w jednym samolocie z
osobą, której nie chciałam już więcej widzieć.
Albo los się na mnie uwziął, albo po prostu mam pecha.
Drżącymi rękoma podniosłam książkę tak, by zasłaniała mi
twarz, i próbowałam z powrotem pogrążyć się w lekturze, ignorując przyspieszone
bicie serca i kropelki potu, które poczułam na karku. Po chwili zorientowałam
się jednak, że po raz któryś czytam jedno i to samo zdanie.
Zamknęłam więc książkę, na tyle jednak nieumiejętnie, że
wypadła mi z rąk a hałas towarzyszący jej upadkowi obudził młodego mężczyznę,
siedzącego obok mnie. Uśmiechnęłam się do niego przepraszająco, a następnie
schyliłam, by podnieść książkę. Czułam, że moje policzki robią się czerwone, co
mi nie pomagało. Gdy schowałam książkę, usiadłam wygodniej w fotelu i zaczęłam
przypatrywać się niebu za oknem. Nagle jednak, ni stąd, ni zowąd, przypomniało
mi się fragment „Romea i Julii”, który, zaskoczona widokiem Malfoya, czytałam
nieświadomie kilka razy- musiał wtedy utkwić w mojej pamięci.
Dziwny miłości traf się na mnie iści że muszę kochać
przedmiot nienawiści.
Dlaczego akurat ten fragment? Czy on coś znaczył?
-Przesądna idiotka- tym sposobem zakończyłam moje
bezsensowne rozmyślania.
Zrobiłam to chyba jednak za głośno, bo siedzący obok mnie
chłopak spojrzał na mnie karcąco. Zachichotałam w duchu- jestem pewna, że już
wydał werdykt o mnie. Ludzie mają to do siebie, że oceniają, choć tak naprawdę
nie znają do końca drugiego człowieka.
Usłyszałam kroki, a chwilę później obok mojego miejsca stanął
wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna.
-Chyba nie myślałaś, że mi uciekniesz?- spytał, mając na
twarzy ironiczny, znienawidzony przeze mnie uśmiech.
Od pięciu minut powtarzałam mu, jak bardzo go nienawidzę, i
jakim strasznym jest idiotą, a on wciąż patrzył na mnie z tym samym uśmiechem,
zupełnie nic sobie z tego nie robiąc.
Wcześniej, zupełnie nie zwracając na mnie uwagi, poprosił
faceta, który siedział obok mnie, by zamienił się z nim miejscami. Próbowałam
mu wytłumaczyć, że tak nie można, ale się uparł, a mężczyzna obok mnie chyba
miał mnie za wariatkę, bo nie wahał się długo.
Tak więc resztę mojej podróży miałam spędzić z tym jasnowłosym
imbecylem.
W pewnym momencie mojego monologu Malfoy nie wytrzymał, i
zasłonił mi ręką usta. Jak najszybciej odrzuciłam jego rękę.
-Nie dotykaj mnie, albo moja ręka wyląduje na Twojej twarzy,
i już nie będzie tak przyjemnie- powiedziałam, a prawdę mówiąc warknęłam do
niego.
-Jakby teraz było przyjemnie- mruknął w odpowiedzi. Chyba go
uraziłam tym odtrąceniem.
-Wcześniej jakoś Ci nie przeszkadzało, gdy Cię dotykałem-
kontynuował. Chyba naprawdę się tym przejął.
Rzecz w tym, że nie potrafiłam sprawić, by było tak, jak
wcześniej. Choćbym nie wiem jak się starała, to co było nigdy już nie wróci.
-Teraz nie będziesz już się w ogóle odzywała?- spytał, ni to
zły, ni to rozbawiony.
-Nie wiem, czy mamy o czym rozmawiać- powiedziałam, choć
przecież wcale tak nie myślę.
-Ja jednak mam Ci wiele do powiedzenia. A biorąc pod uwagę
to, że znajdujemy się tysiące kilometrów nad Ziemią, w tym… Samolocie, nie
będzie tak łatwo Ci uciec ode mnie. Nie przerywaj mi- powiedział, gdy
otworzyłam usta, by powiedzieć mu coś, co na pewno nie było miłe- Zostało mi
jeszcze tylko pół godziny, więc mi nie przerywaj, bo druga taka okazja, znając
Ciebie, może się nie zdarzyć. Nie
rozumiem, dlaczego wciąż ode mnie uciekasz. Wiem, jaki jestem. Zdaję sobie
sprawę z tego, że jestem okrutny, chamski, że mam cholernie ciężki charakter,
że ciężko ze mną wytrzymać, że Cię ranię. Ale oprócz tego, jestem pewien
jeszcze jednego- moich uczuć. Nie potrafię ich ubierać w słowa- nigdy nie
potrafiłem, ale mimo to chciałbym, byś wiedziała, że jesteś dla mnie ważna.
Strasznie ważna, a ja nie potrafię Ci tego okazać. Boli mnie to, że ciągle
znikasz, mimo że wiem, że to wszystko przeze mnie. Nie chcę myśleć o tym, co by
było, gdybym zachowywał się inaczej, bo to daje tylko złudzenie, że mogło być
lepiej. Mam jednak nadzieję, że mimo tego, że wciąż Cię ranię, to ja też coś
dla Ciebie znaczę.
Skończył, a ja nie mogłam się otrząsnąć po tym, co
usłyszałam. Nie byłam przyzwyczajona do takich deklaracji- nigdy nie słyszałam
niczego piękniejszego. A jeszcze większe zaskoczenie wywoływał fakt, że te
wszystkie słowa wypłynęły z ust Malfoya, oraz że były skierowane w moją stronę.
Gdy po dłuższej chwili z moich ust wciąż nie wypływały żadne
słowa, Malfoy wstał i odszedł- jak mogę przypuszczać, w stronę swojego
wcześniejszego miejsca. Mimo to, nadal się nie poruszałam; byłam jak
skamieniała.
Po chwili jednak odwróciłam głowę, gdyż wrócił mój
wcześniejszy towarzysz podróży.
-Przepraszam..- zwrócił się do mnie- To leżało na moim
siedzeniu, chyba należy do Ciebie.
Gdy mi to podał, wystarczył jeden rzut oka, by na mojej
twarzy pojawił się uśmiech.
W ręce trzymałam
wizytówkę Dracona, na której jego starannym pismem dopisany był adres domowy
oraz dopisek: „Na wypadek, gdybyś nie miała gdzie spać.”