wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział 33.

Siedziałem za biurkiem w moim gabinecie rozmyślając  o mojej dzisiejszej wizycie u kobiety, której zawdzięczam życie i wolność moją, mojej siostry i Hermiony.
W pewnym momencie do moich drzwi ktoś zapukał. Po krótkim „proszę” do gabinetu weszła ładna, długonoga blondynka.
-Panie Malfoy, pańska dzisiejsza korespondencja- powiedziała tylko i zniknęła za drzwiami.
Już dawno przestała chwytać się każdego sposobu, bym na nią spojrzał i się z nią umówił. Prawdę mówiąc, było mi to na rękę, bo choć była bardzo kompetentną pracownicą czasem miałem ochotę ją zwolnić, ze względu na to jak na mnie polowała.
Spojrzałem na stos listów, które mi przyniosła i niechętnie zabrałem się za ich przeglądanie.
Rachunki, zaproszenia, upomnienia, podziękowania…
Moją uwagę przykuła szara koperta o połowę mniejsza od pozostałych.
Sięgnąłem po nią szybkim ruchem i otworzyłem. Po przeczytaniu treści, doszedłem do wniosku, że lepiej by było dla mnie, gdybym nie otwierał tej koperty.
Wstałem i podszedłem do okna, spoglądając przez nie na ulice mugolskiego Londynu. Mimo to, kartka na moim biurku raz po raz przyciągała mój wzrok. Było tam tylko kilka starannie wykaligrafowanych słów. Kilka zbitek liter, które jednak sprawiły, że moje dłonie zaczęły niebezpiecznie drżeć, a w gardle czułem dziwny ucisk.
Chwyciłem tą kartkę w drżące ręce i uważnie jej się przyjrzałem.

Draco,
Twoja ignorancja sprawiła, że nikt nie jest już bezpieczny. Lepiej uważaj, jeśli nie chcesz by kogoś jeszcze spotkał taki los, jak państwa Zabini.
                                                                                                                        ABC.

Nim wskazówki zegara zdążyły się przemieścić na tarczy, ja- dzięki teleportacji, byłem już w Ministerstwie Magii.



Wyszłam z Munga, a Londyn, o dziwo, przywitał mnie słońcem i delikatnym, przyjemnym wiatrem. Zamiast teleportować się do domu, postanowiłam się więc przejść.
Przed wyjściem ze szpitala odwiedziłam jeszcze Cameron. Kolejny dzień i taka sama reakcja- nie chciała mnie widzieć. Przykro mi, ale z drugiej strony ją rozumiem.


Wiesz co jest dzisiaj horrorem?
To iść na porodówkę we dwoje i wrócić we dwoje też


Nie mam pojęcia dlaczego mimo tego, co spotkało moich przyjaciół, i tego co mnie samą dotknęło w ostatnim czasie, potrafię dostrzec uroki dnia codziennego. Uśmiechałam się do mijających mnie mugoli, a Ci patrzyli na mnie niezrozumiale, jakby uśmiech był czymś niecodziennym. Obserwowałam życie toczące się wokół mnie, ale sama byłam jakby poza nim. Nie spieszyłam się, nie goniłam za czymś, co było nieuchwytne. Pierwszy raz zrozumiałam, co tak naprawdę znaczy życie dniem dzisiejszym. Co więcej, podobało mi się takie życie.
Czy mogę więc powiedzieć, że jestem szczęśliwa?
Nie do końca.
Ale czuję, że to, co mam mi wystarcza. Wiem, że Draco Malfoy wtargnął do mojego życia zupełnie niespodziewanie i nie do końca z mojej woli. Wiem jednak też, że w którymś momencie stał się częścią mojego świata, i to dużą częścią.
Pokazał mi, może nie do końca świadomie, że czasem warto przestać oglądać się za tym, co było i zajmować się tylko tym, co jest.
Nie tylko on mnie czegoś nauczył.
Najwięcej nauczyli mnie moi rodzice. I choć wiem, że na to kim jestem wpłynęło wiele czynników, to jednak największy wpływ na mnie mieli właśnie oni.
Pokazali mi czym jest prawdziwa miłość. Dzięki nim mogę kochać, bo i oni zawsze mnie kochali.
Nauczyli mnie szacunku do wszystkiego, co żyje- zarówno do ludzi, jak i do zwierząt. Dlatego każdemu okazuję należyty szacunek, bo i oni zawsze mnie szanowali.
Nauczyli mnie, że warto ufać ludziom. Pokazali mi też, że życie nie zawsze jest usłane różami. Dali mi wiele lekcji, a każda kolejna wpływała na budowanie i ulepszenie mojego charakteru, a przy tym mnie samej.
Snując swoje rozmyślania nie zauważyłam, gdy dotarłam do domu. Nie tracąc więcej czasu dostałam się do mieszkania i zaczęłam pakowanie.


-Pomożemy Ci, Malfoy- powiedział Potter, a ja spojrzałem na niego zaskoczony.
Przychodząc tutaj, do biura aurorów, co prawda liczyłem na pomoc Chłopca, Który Przeżył, ale nie sądziłem, że zgodzi się tak od razu.
-Mogę mieć pewność, że Hermiona i Eliza otrzymają odpowiednią ochronę?
Spojrzał na mnie wzrokiem, który zdawał się mnie prześwietlać.
-Zajmą się tym moi najlepsi ludzie. Oczywiście- dodał, widząc że chcę coś powiedzieć- do Blaise’a i jego żony również oddeleguję odpowiednich ludzi. Żadne z nich nie zorientuje się, że jest pilnowane.
-Mam nadzieję- odpowiedziałem i wstałem z miejsca po drugiej stronie biurka Potter’a.
-Dziękuję- dodałem, a twarz byłego Gryfona rozświetlił uśmiech.
-Do zobaczenia.
-A, i jeszcze jedno- powiedziałem przed wyjściem- Możesz przekazać Weasley’owi, że wiem o tym, że jest.. Że jest z moją siostrą- niemal wyplułem z siebie te słowa- I że jeśli tylko się dowiem, że jakoś ją skrzywdził, to go zabiję.
Po tych słowach wyszedłem, pozostawiając Harry’ego z szerokim uśmiechem na twarzy. Musiałem już wracać, Hermiona na mnie czekała.


Samolot oderwał się od ziemi godzinę temu i jedyne, co mogłam teraz podziwiać były białe chmury pod nami, które wyglądały jak śnieg. Choć nasz środek transportu leciał z niesamowitą prędkością wydawało się, jakby sunął powoli, delikatnie wręcz.
Uwielbiałam latać.
Człowiek jest wtedy zwieszony między ziemią, a niebem. Ma czas na wszystko, bo ten jakby się zatrzymał. Nikt nie goni. Nikt nie pospiesza. Można cieszyć się chwilą i ja zamierzam to zrobić.
Po mojej lewej stronie siedzi Draco, jakby trochę nieobecny. Rozgląda się dokoła, ale za każdym razem, gdy pytałam go o co chodzi, odpowiadał, że jest po prostu zmęczony.
Powiedziałam, by się zdrzemnął, a sama sięgnęłam po książkę. Mugolską książkę o tytule, który rozbawił Malfoya.
-Wichrowe Wzgórza?- spytał z uśmiechem- Dlaczego akurat wichrowe?
Spiorunowałam go wzrokiem i otworzyłam książkę w miejscu, gdzie ostatnio skończyłam. Trudno było mi skupić się na czytaniu, gdyż Malfoy, zamiast spać, zaglądał mi przez ramię.
-Kocham ziemię, po której On stąpa, powietrze nad jego głową; wszystko, czego dotknie jego ręka, każde jego słowo, każde spojrzenie, każdy postępek i Jego całego bez zastrzeżeń!- przeczytał cicho, a ja zarumieniłam się na jego słowa.
-Czy dasz mi przeczytać tą książkę w spokoju?- warknęłam na niego, a on odpowiedział mi szczerym, dźwięcznym śmiechem.
-Dobrze, już Ci nie przeszkadzam- powiedział, unosząc ręce w geście ‘co złego, to nie ja’.
Zauważyłam, że siedząca obok nas starsza pani uśmiecha się, gdy na nas patrzy. Odpowiedziałam jej uśmiechem, na co ona pokiwała głową i odwróciła wzrok.
Po chwili ja również to zrobiłam i zatopiłam się w lekturze. Draco nie przerwał mi już do końca podróży.


Barcelona. Miejsce, które odwiedzałam już z rodzicami, ale które zawsze mnie zaskakuje. Uwielbiam Hiszpanię, a ta jej część mnie wprost oczarowała. Wyglądałam przez okno hotelowego pokoju, ubrana w długą, czerwoną suknię, której włożenie Malfoy wręcz na mnie wymusił. Teraz czekałam tylko, by ten się odświeżył i mieliśmy wychodzić. Oczywiście, standardowo już, nie miałam pojęcia gdzie idziemy.
Przyglądałam się palmom, które rosły przy plaży, i morskim falom, które raz po raz rozlewały się na piasku. Hotel, w którym się znajdowaliśmy był wspaniały i to nie tylko dlatego, że był jednym z najdroższych hoteli. Jego umiejscowienie w pobliżu tej plaży było wspaniałym pomysłem.
Usłyszałam, że drzwi się otwierają i już po chwili obok mnie stał Draco. Ubrany w elegancki, idealnie skrojony garnitur prezentował się wspaniale.
-Gotowa?- spytał, a ja tylko pokiwałam głową.
Chwycił mnie za rękę i poczułam, że gdzieś się teleportujemy.


Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak bardzo się denerwowałem. Nie wiem nawet, czy kiedykolwiek denerwowałem się tak bardzo. Czułem, jak serce wybija mi nerwowy rytm, gdy po teleportacji wylądowaliśmy na dachu najwyższego budynku w Barcelonie, który był jednocześnie restauracją. Dzisiejszego wieczoru cała ta przestrzeń była nasza, choć Hermiona o tym nie wiedziała. Zauważyłem, jak oczarowana rozgląda się dokoła. W pewnej chwili podeszła do jednej z barierek i wychyliła się przez nią.
-Draco..
-Cii, nic nie mów.
Spojrzała na mnie, a ja wiedziałem, że to już ten moment,  ale nie mogłem zdobyć się na ten gest. Ręce trzęsły mi się jakbym przechodził delirium, a serce coraz bardziej przyspieszało.
Spojrzałem w jej oczy i to one pomogły mi podjąć decyzję.
Kilka szybkich ruchów i już klęczałem przed nią z wyciągniętą ręką, w której spoczywał pierścionek.
-Hermiono Granger, jesteś najważniejszą osobą w moim życiu i najlepszym, co mnie w nim spotkało. Chciałbym, byśmy byli razem już zawsze i by nikt i nic nie mogło nas rozdzielić. Zostaniesz moją żoną?
Łzy spływały po jej policzkach, gdy słabym głosem odpowiedziała mi to jedno słowo.


                                                                                                                                                        


Przepraszam Was za ten rozdział, wiem że nie jest doskonały, ba! on nawet nie jest dobry, ale nie mogę wykrzesać siebie więcej weny do napisania dobrego rozdziału na tego bloga. Końcówka jest wybitnie beznadziejna, ale mam nadzieję, że to Was nie zniechęci, a ja obiecuję, że zrobię wszystko by kolejny rozdział by lepszy od tego. 

poniedziałek, 1 lipca 2013

Rozdział 32.


-Uważaj!- krzyknął Felix, jeden z moich współpracowników.
Z opóźnieniem zauważyłam odłamki szyby pędzące w moją stronę. Uchyliłam się szybko, jednak jeden z kawałków przeciął mi rękę. Chwyciwszy bandaż leżący na biurku, pewnie pozostawiony tam w biegu, zrobiłam sobie prowizoryczny opatrunek. Szybko wybiegłam na korytarz. Wokół roiło się od biegających w panice ludzi. Na zawsze nieskazitelnie czystej podłodze leżał teraz gruz, kawałki krzeseł, nawet jakieś ubrania.
-Hermiona, musisz tu przyjść!- usłyszałam krzyk jednego z uzdrowicieli, który dobiegał z sali 308.
Szybko udałam się w tamtym kierunku, ale widok, który tam zastałam sprawił, że cofnęłam się. Na łóżku leżała moja pacjentka, która pojawiła się w Mungu, bo wylała sobie na rękę wrzący Eliksir Snu. Jutro miała wrócić do domu. Patrząc na nią w tym momencie nie wiedziałam, czy owego jutra dożyje.
Wszędzie walało się szkło z rozbitej zaklęciem szyby. Ciało kobiety wyginało się w bólu. Moja drobna rana była niczym wobec tego, co dotknęło tą kobietę. W każdą osłoniętą część jej ciała wbiły się odłamki tego, co wcześniej było szybą. Poruszyłam się dopiero, gdy z ust kobiety wytrysnęła krew.
-Musimy ją operować! Natychmiast- powiedziałam do Mary, młodej i niedoświadczonej uzdrowicielki.
-Nie mamy jak! Ci ludzie w pelerynach są wszędzie, ledwo udało nam się ewakuować pacjentów. Niektóry nadal tu przebywają i w tym momencie najważniejsze jest to, by jak najszybciej ich stąd wyprowadzić.
-Nie możemy jej transportować! Ona się zaraz wykrwawi- odpowiedziałam jej roztrzęsiona.
Chwilę później wszystko przestało mieć znaczenie. Szpital zatrząsł się, a sufit jakby zaczął się rozpadać. Złapałam się łóżka pacjentki, która wciąż zwijała się z bólu, jednak na niewiele to się zdało.
Zauważyłam jeszcze, jak w stronę Mary płynie struga zielonego światła, ale nim zdążyłam ją ostrzec, ona już leżała martwa. Z moich oczu popłynęły łzy.
Do sali wszedł mężczyzna w czarnej pelerynie i z maską na twarzy. Gdy mnie zobaczył, na jego usta wpłynął szyderczy uśmiech.
-Witaj, Granger- powiedział niskim, zachrypniętym głosem, którego zabrzmiał znajomo.
Odsunęłam się od niego, jednocześnie próbując zerkać na pacjentkę i krzątającego się przy niej uzdrowiciela. Robił, co mógł, ale wiedziałam że jedynie szybko i sprawnie przeprowadzona operacja jest w stanie uratować jej życie.
-Myślałaś, że możesz wtargnąć do naszego świata bez żadnych konsekwencji?- zaczął mężczyzna w masce, zbliżając się do mnie- Sądziłaś, że zagarniesz nasze moce, nie wiadomo zresztą jakim sposobem, i że pozostanie to bez odpowiedzi ze strony prawdziwych czarodziei? Nie dość, że podstępem wkradłaś się do naszego świata, to jeszcze próbowałaś stać się arystokratką! Ty, zwykła szlama.
Nie zauważyłam, gdy wypowiedział zaklęcie, ba, byłam tak przejęta jego słowami, że nie zauważyłam nawet, gdy wyciągnął różdżkę.
I w tym samym momencie za moimi plecami rozległ się hałas, towarzyszący upadającemu ciału. Spojrzałam za siebie załzawionymi oczami i zdałam sobie sprawę, że zostałam tylko ja, ledwo żyjąca kobieta za mną i ten mężczyzna w masce.
-Spójrz na to tak Granger..- kontynuował mężczyzna, coraz bardziej zbliżając się do mnie. Zdawał się zupełnie nie przejmować tym, że w ciągu ostatnich kilku minut pozbawił życia dwójkę niczemu winnych ludzi.
-Spotykając się z Malfoy’em, mogłaś przez chwilę korzystać z uroków arystokratycznego życia, prawda? Niewiele szlam ma taką możliwość. Twoje schadzki z młodym Malfoy’em i tak zbyt długo uchodziły Wam na sucho.. Prędzej czy później, ktoś i tak zrobiłby ci krzywdę.. Nie jesteś mile widzianą osobą w naszym świecie, Hermiono Granger. Swoją drogą, czasem nawet Ci współczuję. Nie należysz ani do świata mugoli, ani tym bardziej do świata czarodziei. Czyż nie lepiej być martwym, niż tkwić dłużej w tej nicości? Obiecuję, że nie będzie bolało…
Po tych słowach skierował różdżkę w moją stronę i ostatnim co zobaczyłam, było zielone światło.


Usiadłam na łóżku, cała spocona, oddychając ciężko. Obok mnie zauważyłam zaniepokojonego Draco.
-Hermiona, wszystko w porządku? Strasznie głośno krzyczałaś..- powiedział cicho, a ja spróbowałam wziąć kolejny głęboki wdech, by się uspokoić. Spojrzałam za okno, a następnie swój wzrok ponownie skierowałam na chłopaka siedzącego obok mnie.
-To był tylko zły sen- powiedziałam bardziej do siebie niż do niego-Zły sen.
Przymknęłam powieki, ale nie było to dobrym wyjściem, gdyż w mojej głowie odżyły traumatyczne obrazy z mojego koszmaru. Bardzo realistycznego koszmaru.
-Chcesz mi opowiedzieć, co Ci się śniło?- spytał Draco, odrobinę zmieszany. Zauważyłam, że zachowywał się tak tylko w sytuacjach, w których kompletnie nie wiedział, co robić.
-Ja.. Chyba chciałabym wziąć prysznic.
Spojrzał na zegar, który wskazywał godzinę piątą trzydzieści nad ranem, po czym pokiwał głową. Nie wiedziałam, czy oznaczało to przyzwolenie, czy może zwykłe pogodzenie się z moją decyzją, ale nie zamierzałam się go o to wypytywać.
Gdy już stałam bosymi stopami na zimnych kafelkach w łazience, pozwoliłam na ujście moim emocjom. Łzy płynęły po moich policzkach, a z ust wydobył się cichy szloch. Wiedziałam, że to irracjonalne, wylewać łzy z powodu jakiegoś głupiego snu, ale zbytnio przeraziły mnie obrazy, które ujrzałam, by myśleć racjonalnie.
Powoli pozbyłam się koszulki, w której spałam oraz bielizny i weszłam pod prysznic. Odkręciłam kurek, a ciepła woda powoli sprawiała, że się uspokajałam. Oparłam czoło o zimne kafelki, a dłonie zacisnęłam w pięści. Nigdy jeszcze nie miałam tak realistycznego snu, a równocześnie snu który by tak mną wstrząsnął. Wykonałam jeszcze kilka głębszych wdechów i zakręciłam wodę. Po wyjściu owinęłam się białym, puszystym ręcznikiem i wyszłam z łazienki, by wziąć ubrania, które wczoraj wyciągnęłam z garderoby Narcyzy.
Przechodząc przez pokój obejrzałam się na łóżko Dracona, ale jego w nim nie było. Rozczarowało mnie to, ale postanowiłam poszukać go trochę później i wróciłam do łazienki, by się ubrać.
Po wyjściu zauważyłam, że Draco już wrócił- ubrany i odświeżony.
-Koniec tego dobrego- zaczął złowróżbnym tonem, a ja spojrzałam na niego zdziwiona- Mam do załatwienia dzisiaj jeszcze jedną ważną sprawę, ale do południa powinienem się wyrobić. Jako, że mój ostatni wyjazd się nie udał, proponuję Ci teraz tygodniowe wakacje w Hiszpanii.
Cholerny Malfoy, zawsze mnie czymś zaskoczy.
-Draco, ale ja mam pracę..
-Ja też, czyżby jakaś nasza wspólna cecha?- spytał z chytrym uśmiechem na twarzy, za który miałam ochotę go uderzyć.
Wyzwala we mnie niebezpiecznie ambiwalentne uczucia.
-Malfoy! Jestem uzdrowicielem, muszę ratować ludzkie życie…
-Przy okazji niszcząc własne?
Myślałam chwilę nad jego słowami ale nie mogłam przyznać mu racji. Nim otworzyłam usta, by mu odpowiedzieć, on odezwał się ponownie.
-Należy Ci się urlop, Mionka. Jesteś zmęczona, powinnaś wypocząć. Wydaje mi się, że trochę rzeczy zwaliło Ci się ostatnio na głowę. Zabiorę Cię tam, czy tego chcesz, czy nie, ale chyba lepiej byś uprzedziła swoich pracodawców.
Spojrzałam na niego wściekłym wzrokiem, a przynajmniej taką mam nadzieję, na co on jedynie wzruszył ramionami.
-Dochodzi wpół do siódmej, muszę niedługo wychodzić.. Może zjesz teraz ze mną śniadanie?
Pokiwałam na to jedynie głową i poszłam za nim do jadalni. Wolałam nie ryzykować tym, że znowu zgubiłabym się w tym ogromnym budynku.



Szedłem powoli, korytarzem opuszczonego domu, uważając by moja noga nie wpadła w jedną z wielu dziur, które zdobiły podłogę. Miejsce, w którym się znajdowałem niezaprzeczalnie musiało być kiedyś piękne. Ze ścian korytarza, zwisały pozostałości obrazów. Na jego końcu zauważyłem herb rodzinny, dobrze widoczny, pomimo tego, że dom ten przez kilka lat stał pusty. Otworzyłem jedne z wielu drzwi, czemu towarzyszyły seria skrzypnięć. Najciszej jak potrafiłem wszedłem do środka. Pokój, w którym się znalazłem zdawał się być w lepszym stanie niż reszta domu. Mimo tego, że starałem się być cicho, deski podłogowe zaskrzypiały pod naciskiem mojego ciała. Szybko podszedłem do łóżka, stojącego pod oknem. Mimo bliskości tego okna, obok łóżka stać musiała lampa, bo przez zaniedbane, pokryte kurzem szyby, wpadało niewiele światła.
Z kieszeni długiego płaszcza wyciągnąłem fiolkę z eliksirem, a następnie przykucnąłem obok łóżka.
Leżała na nim kobieta, której całe ciało było posiniaczone. Na opuchniętej wardze zastygły resztki krwi, a pod okiem utworzył się fioletowy siniak. Powoli, unosząc jej głowę wlewałem jej do ust po kilka kropli eliksiru. Lekko się zakrztusiła, ale już po chwili leżała z powrotem na poduszce, oddychając miarowo.
Zegar stojący na szafce pokazywał, ze jest już godzina ósma piętnaście. Za pół godziny powinienem podać jej kolejną dawkę eliksiru. Usiadłem w starym, zapadającym się fotelu i zapatrzyłem na kobietę. Przywoływała wszystkie wspomnienia, które chciałem jak najszybciej wyrzucić z mojej głowy, ale wiedziałem, że nie mam innego wyjścia niż robić to, co robię. Wolę nie myśleć o tym, co Hermiona zrobi, gdy się o tym dowie. Szczerze mówiąc lepiej by było, gdyby się o tym nie dowiedziała, ale z drugiej strony liczę na to, że już niedługo będę mógł jej o tym opowiedzieć. Kobieta przewróciła się na drugi bok. Słyszałem, że mamrotała coś przez sen, ale byłem zbyt zmęczony, by zastanawiać się, co takiego mówi. Wstałem i zgarnąwszy z regału pierwszą lepszą książkę, usiadłem wygodniej w fotelu i pogrążyłem się w lekturze.