czwartek, 17 października 2013

Rozdział 34

Nigdy nie lubiłam być w centrum uwagi. Cieszyłam się, gdy znajdowałam się na uboczu; wtedy zwykle wszystkie pochwały i laury zbierali moi przyjaciele. Oni się z tego cieszyli, a mi nie było to potrzebne do szczęścia.
W tamtym momencie jednak, gdy stałam na podwyższeniu, ubrana w gustowną, białą suknię ślubną, a dookoła mnie biegały trzy krawcowe, co chwile wykrzykujące jakiś polecenia, poczułam się spełniona.
Suknia, którą sobie wybrałam leżała na mnie niemal idealnie. Spoglądając w ogromne lustro wiszące naprzeciw miejsca, w którym stałam, widziałam młodą, zadbaną kobietę, z której oczu bił zachwyt.
To wszystko dzięki Niemu.
Od dnia, w którym mi się oświadczył mijały dzisiaj trzy miesiące.
Od dnia, w którym przyjęłam jego oświadczyny minęły dziewięćdziesiąt dwa dni.
Dziewięćdziesiąt dwa dni szczęścia, które mi dawał.
Trzy miesiące ze świadomością, że jest mój.
Już niedługo mieliśmy stanąć na ślubnym kobiercu i przyrzekać sobie miłość aż do śmierci.
Draco miał być mój już do końca.
Na samą myśl o tym moje oczy wypełniały się łzami. Nie płakałam już jednak ze smutku, rozpaczy, czy też złości.
Łzy, do których doprowadzał mnie Malfoy były ostatnimi czasy tylko łzami szczęścia.
Dał mi to, czego tak bardzo pragnęłam.
Podarował mi czułość, ciepło, zaufanie, szczęście, poczucie bezpieczeństwa.
Ofiarował mi samego siebie.
Czy nasze życie jest kolorowe? Nie do końca.
Bywają dni, kiedy mam go dość. Dni, w których zbytnio przypomina mi dawnego Malfoy’a, tego z czasów szkolnych. Dni, w których wychodzę z jego mieszkania trzaskając drzwiami z wściekłości, błagając Merlina o cierpliwość dla tego dupka. Draco jednak nigdy nie daje mi zbyt wiele czasu na wściekłość. Zawsze idzie za mną, zawsze przeprasza, a ja zawsze mu ulegam.
Ginny mówi, że się docieramy.
Moja mama mówi, że u młodych ludzi to normalne.
Harry twierdzi, że oboje z Draconem jesteśmy uparci niczym osły i nasze charaktery w połączeniu tworzą mieszankę iście wybuchową, niczym eksperymenty Seamusa.
Wydaje mi się, ze to Potter ma rację, ale nie martwi mnie to.
Może i czasem nie potrafię z nim wytrzymać, ale ważniejsze wydaje mi się to, że bez niego nie potrafię już żyć.
Za trzy tygodnie oficjalnie stanę się panią Malfoy. Zacznę nosić nazwisko kiedyś tak bardzo przeze mnie znienawidzone.
Naszymi świadkami mają zostać Ginny, teraz już Potter oraz Blaise, który od dwóch miesięcy jest samotny.
Udało mu się jednak podnieść po nieszczęściu, jakie go spotkało i stara się normalnie żyć. Wciąż podrzuca nam do domu księgi imion, bo- jak mówi- lepiej mieć wszystko przygotowane zawczasu. Jestem dumna,  że udało mu się pozbierać i cieszę się, że wyszedł na prostą, nawet jeśli jego żarty często drażnią mnie i Draco, a moich rodziców wręcz zawstydzają. Tak, Diabełek potrafi być czasem mistrzem faux pas.
Udało mi się również odzyskać część mojego dawnego życia. Cotygodniowe spotkania na obiad, lub chociaż herbatkę z moimi rodzicami i Draconem to już niemal tradycja. Kilka razy w miesiącu spotykamy się również z Ginny i Harrym oraz Ronem i Elizą.
Draco czasem nadal reaguje alergicznie gdy widzi, jak Ron obejmuje lub całuje jego siostrę, ale chyba pogodził się z tym, że są razem szczęśliwi.
Zarówno Eliza, jak i Draco bali się reakcji ojca na wieść, że jego jedyny syn związał się z osobą nieczyste krwi, a córka z jej zdrajcą.
Lucjusz Malfoy jednak przepadł bez wieści. Poszukiwany w całym kraju przez aurorów, w sprawie jego domniemanego śmieriożerstwa prawdopodobnie wyjechał poza granicę.
Szczerze mówiąc, nikt tu za nim szczególnie nie tęsknił, choć czasem wydaje mi się, że Draconowi go brakuje.
Mimo wszystko, był to jego ojciec- stracił matkę, a teraz jeszcze jego- niektórym ciężko byłoby się po tym pozbierać.
Czasem, gdy spoglądałam na młodego Malfoy’a pogrążonego we śnie byłam wdzięczna Lucjuszowi i Narcyzie- to dzięki nim mogłam mieć szczęście o jakim mi się nie śniło.
Mam Jego i dziękuję za to każdemu bóstwu z osobna.
-Panno Granger, już wszystko gotowe, może się pani przebrać- powiedziała jedna z krawcowych, brunetka o uroczym uśmiechu, którą polubiłam już od pierwszej rozmowy.
-Dziękuję bardzo- odpowiedziałam, ostrożnie zeszłam z podestu i udałam się do przebieralni.


Gdy dotarłam do mojego mieszkania, uśmiech sam wypłynął mi na usta. Lubiłam ten mój mały azyl i wiedziałam, że ciężko będzie mi się z nim rozstać.
Już niedługo miałam zamieszkać razem z Draco w uroczej rezydencji, którą niedawno wspólnie wybraliśmy. Kłótni było co niemiara, bo mój przyszły mąż nie chciał się zgodzić na mały dom zamiast ogromnej willi, gdyż uważał, że Malfoy’om nie wypada mieszkać skromnie.
Po wielu potyczkach i chwilach zwątpienia, że uda nam się znaleźć coś odpowiedniego, trafiliśmy na ten dom.
Zauroczyłam się nim od razu, a i Draconowi przypadł on do gustu.
To właśnie w nim mieliśmy rozpocząć nasze nowe życie.
Wchodząc do łazienki, by wziąć szybki prysznic wciąż rozmyślałam o tym, jak wiele wydarzyło się podczas tych trzech miesięcy.
Najważniejszy był dzień, w którym Draco powiedział, że jestem najważniejszą osobą w jego życiu. Nie były to tylko puste słowa, o czym przekonałam się niecały miesiąc później. Właśnie wtedy bowiem, Draco stanął przed moimi drzwiami z kobietą, która znaczyła dla mnie bardzo dużo.
Udało mu się odnaleźć moją ukochaną ciocię.
Nigdy nie będę w stanie odwdzięczyć się mu za to, co dla mnie zrobił.


Poranne spacery pustymi jeszcze ulicami Londynu były jedną z tych rzeczy, które uwielbiałem. Zwykle tłoczne miejsca, w których trzeba było uważać, by na kogoś nie wpaść, wyglądały wtedy zupełnie inaczej, jak dla mnie- zdecydowanie lepiej, niż wtedy, gdy były oblegane przez tłumy. Dopiero wtedy miejsca te dawały się odkryć tak naprawdę; w ciszy i samotności wszystko przedstawia się inaczej.
W moim życiu tak naprawdę nigdy nie byłem sam, ale mimo to byłem samotny.
Nie byłem sam, bo ciągle ktoś stawał obok mnie, najczęściej dyktując mi, co mam robić, a czego nie. Sterując mną, moim życiem i odbierając mi wolną wolę.
Byłem samotny, bo nie miałem nikogo, kto by mnie tak naprawdę rozumiał. Kogoś, kto mimo tego, jaki jestem i jaki nie jestem zaakceptował by mnie do końca.
Właśnie wtedy na mojej drodze pojawiła się Ona.
Nikt nigdy nie wywołał u mnie tyle sprzecznych uczuć. Do tej pory zresztą to robi.
Denerwuje mnie swoją upartością, tym że często nie daje mi dojść do słowa, że zawsze chce postawić na swoim, że często mnie nie słucha. Są to jednak rzeczy, za które ją kocham. Uwielbiam ją za wszystko- to właśnie ona całkowicie zawładnęła moim światem.
Ciężko jest mi uwierzyć, że już niedługo będzie tylko moja. Już na zawsze.
Do tej pory nie mogę uwierzyć też w to, że nareszcie mogę odetchnąć spokojnie, że równie spokojnie mogę spać.
Zgłoszenie się do Potter’a, by ten pomógł mi chronić bliskie mi osoby było najlepszym wyjściem. Choć nigdy nie lubiłem- i do tej pory nie lubię-prosić kogoś o pomoc cieszę się, że
Wtedy zdecydowałem się na ten krok.
Chłopcu, Który Przeżył i jego ludziom udało się wyłapać Śmierciożerców, którzy pod wodzą mojego dawnego kumpla- Nott’a- próbowali przywrócić idee Czarnego Pana.
Kiedyś był mi bliski, ale gdy go złapali  i oddawali dementorom, nie czułem współczucia. Po jego aresztowaniu tajemnicze listy od ABC przestały przychodzić.
Mimo całkiem sprawnych działań służ Potter’a, mojemu ojcu udało się uciec. Nie wiem, gdzie jest i co się z nim dzieje i nie obchodzi mnie to.
Mam nadzieję, że nadal żyje i że nie bedzie już nikogo krzywdził. Tylko tyle, choć znając go, można powiedzieć: aż tyle.
Gdy przyglądam się mojemu życiu, które teraz wiodę czuję, ze jestem we właściwym miejscu i z właściwą osobą.
Moja siostra mówi to samo, choć akurat tego nie jestem pewien. Bądź co bądź, to jednak Weasley i nie podoba mi się, że się spotykają. Jeśli moja siostra zechce kiedyś zostać panią Weasley, to chyba rzucę na siebie avadę.
Hermiona mówi, że najważniejsze jest to, że moja siostra jest szczęśliwa. Szczęśliwa z Weasley’em? Ciężko mi w to uwierzyć.
Jest jednak dorosła i sama może decydować o sobie, o czym za każdym razem, gdy kłócimy się o jej chłopaka, mi przypomina. Staram się jednak akceptować to, bo nie chciałbym stracić jej przez głupie kłótnie.
W ten sam sposób nie chciałbym stracić Granger.
Kłócę się z nią często, zwykle o byle głupoty. Schemat często jest podobny; kłótnia, podniesione głosy, trzask drzwi, gdy ona wychodzi i drugi- gdy wychodzę ja. Za nią. By zdążyć. By nie zaprzepaścić szansy, którą otrzymałem od losu.
Ona jest moim szczęściem.
Jest moją podporą i ona mnie ocaliła.
Wszystko, co teraz mam zawdzięczam jej.
Nigdy nie będę w stanie odwdzięczyć się jej za to, co dla mnie zrobiła.


Czasem wybucham - wiem o tym
czasem nie słucham - wiem o tym
nigdy nie ufam - wiem o tym
ale nic nie uspokaja mnie tak jak jej dotyk









wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział 33.

Siedziałem za biurkiem w moim gabinecie rozmyślając  o mojej dzisiejszej wizycie u kobiety, której zawdzięczam życie i wolność moją, mojej siostry i Hermiony.
W pewnym momencie do moich drzwi ktoś zapukał. Po krótkim „proszę” do gabinetu weszła ładna, długonoga blondynka.
-Panie Malfoy, pańska dzisiejsza korespondencja- powiedziała tylko i zniknęła za drzwiami.
Już dawno przestała chwytać się każdego sposobu, bym na nią spojrzał i się z nią umówił. Prawdę mówiąc, było mi to na rękę, bo choć była bardzo kompetentną pracownicą czasem miałem ochotę ją zwolnić, ze względu na to jak na mnie polowała.
Spojrzałem na stos listów, które mi przyniosła i niechętnie zabrałem się za ich przeglądanie.
Rachunki, zaproszenia, upomnienia, podziękowania…
Moją uwagę przykuła szara koperta o połowę mniejsza od pozostałych.
Sięgnąłem po nią szybkim ruchem i otworzyłem. Po przeczytaniu treści, doszedłem do wniosku, że lepiej by było dla mnie, gdybym nie otwierał tej koperty.
Wstałem i podszedłem do okna, spoglądając przez nie na ulice mugolskiego Londynu. Mimo to, kartka na moim biurku raz po raz przyciągała mój wzrok. Było tam tylko kilka starannie wykaligrafowanych słów. Kilka zbitek liter, które jednak sprawiły, że moje dłonie zaczęły niebezpiecznie drżeć, a w gardle czułem dziwny ucisk.
Chwyciłem tą kartkę w drżące ręce i uważnie jej się przyjrzałem.

Draco,
Twoja ignorancja sprawiła, że nikt nie jest już bezpieczny. Lepiej uważaj, jeśli nie chcesz by kogoś jeszcze spotkał taki los, jak państwa Zabini.
                                                                                                                        ABC.

Nim wskazówki zegara zdążyły się przemieścić na tarczy, ja- dzięki teleportacji, byłem już w Ministerstwie Magii.



Wyszłam z Munga, a Londyn, o dziwo, przywitał mnie słońcem i delikatnym, przyjemnym wiatrem. Zamiast teleportować się do domu, postanowiłam się więc przejść.
Przed wyjściem ze szpitala odwiedziłam jeszcze Cameron. Kolejny dzień i taka sama reakcja- nie chciała mnie widzieć. Przykro mi, ale z drugiej strony ją rozumiem.


Wiesz co jest dzisiaj horrorem?
To iść na porodówkę we dwoje i wrócić we dwoje też


Nie mam pojęcia dlaczego mimo tego, co spotkało moich przyjaciół, i tego co mnie samą dotknęło w ostatnim czasie, potrafię dostrzec uroki dnia codziennego. Uśmiechałam się do mijających mnie mugoli, a Ci patrzyli na mnie niezrozumiale, jakby uśmiech był czymś niecodziennym. Obserwowałam życie toczące się wokół mnie, ale sama byłam jakby poza nim. Nie spieszyłam się, nie goniłam za czymś, co było nieuchwytne. Pierwszy raz zrozumiałam, co tak naprawdę znaczy życie dniem dzisiejszym. Co więcej, podobało mi się takie życie.
Czy mogę więc powiedzieć, że jestem szczęśliwa?
Nie do końca.
Ale czuję, że to, co mam mi wystarcza. Wiem, że Draco Malfoy wtargnął do mojego życia zupełnie niespodziewanie i nie do końca z mojej woli. Wiem jednak też, że w którymś momencie stał się częścią mojego świata, i to dużą częścią.
Pokazał mi, może nie do końca świadomie, że czasem warto przestać oglądać się za tym, co było i zajmować się tylko tym, co jest.
Nie tylko on mnie czegoś nauczył.
Najwięcej nauczyli mnie moi rodzice. I choć wiem, że na to kim jestem wpłynęło wiele czynników, to jednak największy wpływ na mnie mieli właśnie oni.
Pokazali mi czym jest prawdziwa miłość. Dzięki nim mogę kochać, bo i oni zawsze mnie kochali.
Nauczyli mnie szacunku do wszystkiego, co żyje- zarówno do ludzi, jak i do zwierząt. Dlatego każdemu okazuję należyty szacunek, bo i oni zawsze mnie szanowali.
Nauczyli mnie, że warto ufać ludziom. Pokazali mi też, że życie nie zawsze jest usłane różami. Dali mi wiele lekcji, a każda kolejna wpływała na budowanie i ulepszenie mojego charakteru, a przy tym mnie samej.
Snując swoje rozmyślania nie zauważyłam, gdy dotarłam do domu. Nie tracąc więcej czasu dostałam się do mieszkania i zaczęłam pakowanie.


-Pomożemy Ci, Malfoy- powiedział Potter, a ja spojrzałem na niego zaskoczony.
Przychodząc tutaj, do biura aurorów, co prawda liczyłem na pomoc Chłopca, Który Przeżył, ale nie sądziłem, że zgodzi się tak od razu.
-Mogę mieć pewność, że Hermiona i Eliza otrzymają odpowiednią ochronę?
Spojrzał na mnie wzrokiem, który zdawał się mnie prześwietlać.
-Zajmą się tym moi najlepsi ludzie. Oczywiście- dodał, widząc że chcę coś powiedzieć- do Blaise’a i jego żony również oddeleguję odpowiednich ludzi. Żadne z nich nie zorientuje się, że jest pilnowane.
-Mam nadzieję- odpowiedziałem i wstałem z miejsca po drugiej stronie biurka Potter’a.
-Dziękuję- dodałem, a twarz byłego Gryfona rozświetlił uśmiech.
-Do zobaczenia.
-A, i jeszcze jedno- powiedziałem przed wyjściem- Możesz przekazać Weasley’owi, że wiem o tym, że jest.. Że jest z moją siostrą- niemal wyplułem z siebie te słowa- I że jeśli tylko się dowiem, że jakoś ją skrzywdził, to go zabiję.
Po tych słowach wyszedłem, pozostawiając Harry’ego z szerokim uśmiechem na twarzy. Musiałem już wracać, Hermiona na mnie czekała.


Samolot oderwał się od ziemi godzinę temu i jedyne, co mogłam teraz podziwiać były białe chmury pod nami, które wyglądały jak śnieg. Choć nasz środek transportu leciał z niesamowitą prędkością wydawało się, jakby sunął powoli, delikatnie wręcz.
Uwielbiałam latać.
Człowiek jest wtedy zwieszony między ziemią, a niebem. Ma czas na wszystko, bo ten jakby się zatrzymał. Nikt nie goni. Nikt nie pospiesza. Można cieszyć się chwilą i ja zamierzam to zrobić.
Po mojej lewej stronie siedzi Draco, jakby trochę nieobecny. Rozgląda się dokoła, ale za każdym razem, gdy pytałam go o co chodzi, odpowiadał, że jest po prostu zmęczony.
Powiedziałam, by się zdrzemnął, a sama sięgnęłam po książkę. Mugolską książkę o tytule, który rozbawił Malfoya.
-Wichrowe Wzgórza?- spytał z uśmiechem- Dlaczego akurat wichrowe?
Spiorunowałam go wzrokiem i otworzyłam książkę w miejscu, gdzie ostatnio skończyłam. Trudno było mi skupić się na czytaniu, gdyż Malfoy, zamiast spać, zaglądał mi przez ramię.
-Kocham ziemię, po której On stąpa, powietrze nad jego głową; wszystko, czego dotknie jego ręka, każde jego słowo, każde spojrzenie, każdy postępek i Jego całego bez zastrzeżeń!- przeczytał cicho, a ja zarumieniłam się na jego słowa.
-Czy dasz mi przeczytać tą książkę w spokoju?- warknęłam na niego, a on odpowiedział mi szczerym, dźwięcznym śmiechem.
-Dobrze, już Ci nie przeszkadzam- powiedział, unosząc ręce w geście ‘co złego, to nie ja’.
Zauważyłam, że siedząca obok nas starsza pani uśmiecha się, gdy na nas patrzy. Odpowiedziałam jej uśmiechem, na co ona pokiwała głową i odwróciła wzrok.
Po chwili ja również to zrobiłam i zatopiłam się w lekturze. Draco nie przerwał mi już do końca podróży.


Barcelona. Miejsce, które odwiedzałam już z rodzicami, ale które zawsze mnie zaskakuje. Uwielbiam Hiszpanię, a ta jej część mnie wprost oczarowała. Wyglądałam przez okno hotelowego pokoju, ubrana w długą, czerwoną suknię, której włożenie Malfoy wręcz na mnie wymusił. Teraz czekałam tylko, by ten się odświeżył i mieliśmy wychodzić. Oczywiście, standardowo już, nie miałam pojęcia gdzie idziemy.
Przyglądałam się palmom, które rosły przy plaży, i morskim falom, które raz po raz rozlewały się na piasku. Hotel, w którym się znajdowaliśmy był wspaniały i to nie tylko dlatego, że był jednym z najdroższych hoteli. Jego umiejscowienie w pobliżu tej plaży było wspaniałym pomysłem.
Usłyszałam, że drzwi się otwierają i już po chwili obok mnie stał Draco. Ubrany w elegancki, idealnie skrojony garnitur prezentował się wspaniale.
-Gotowa?- spytał, a ja tylko pokiwałam głową.
Chwycił mnie za rękę i poczułam, że gdzieś się teleportujemy.


Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak bardzo się denerwowałem. Nie wiem nawet, czy kiedykolwiek denerwowałem się tak bardzo. Czułem, jak serce wybija mi nerwowy rytm, gdy po teleportacji wylądowaliśmy na dachu najwyższego budynku w Barcelonie, który był jednocześnie restauracją. Dzisiejszego wieczoru cała ta przestrzeń była nasza, choć Hermiona o tym nie wiedziała. Zauważyłem, jak oczarowana rozgląda się dokoła. W pewnej chwili podeszła do jednej z barierek i wychyliła się przez nią.
-Draco..
-Cii, nic nie mów.
Spojrzała na mnie, a ja wiedziałem, że to już ten moment,  ale nie mogłem zdobyć się na ten gest. Ręce trzęsły mi się jakbym przechodził delirium, a serce coraz bardziej przyspieszało.
Spojrzałem w jej oczy i to one pomogły mi podjąć decyzję.
Kilka szybkich ruchów i już klęczałem przed nią z wyciągniętą ręką, w której spoczywał pierścionek.
-Hermiono Granger, jesteś najważniejszą osobą w moim życiu i najlepszym, co mnie w nim spotkało. Chciałbym, byśmy byli razem już zawsze i by nikt i nic nie mogło nas rozdzielić. Zostaniesz moją żoną?
Łzy spływały po jej policzkach, gdy słabym głosem odpowiedziała mi to jedno słowo.


                                                                                                                                                        


Przepraszam Was za ten rozdział, wiem że nie jest doskonały, ba! on nawet nie jest dobry, ale nie mogę wykrzesać siebie więcej weny do napisania dobrego rozdziału na tego bloga. Końcówka jest wybitnie beznadziejna, ale mam nadzieję, że to Was nie zniechęci, a ja obiecuję, że zrobię wszystko by kolejny rozdział by lepszy od tego. 

poniedziałek, 1 lipca 2013

Rozdział 32.


-Uważaj!- krzyknął Felix, jeden z moich współpracowników.
Z opóźnieniem zauważyłam odłamki szyby pędzące w moją stronę. Uchyliłam się szybko, jednak jeden z kawałków przeciął mi rękę. Chwyciwszy bandaż leżący na biurku, pewnie pozostawiony tam w biegu, zrobiłam sobie prowizoryczny opatrunek. Szybko wybiegłam na korytarz. Wokół roiło się od biegających w panice ludzi. Na zawsze nieskazitelnie czystej podłodze leżał teraz gruz, kawałki krzeseł, nawet jakieś ubrania.
-Hermiona, musisz tu przyjść!- usłyszałam krzyk jednego z uzdrowicieli, który dobiegał z sali 308.
Szybko udałam się w tamtym kierunku, ale widok, który tam zastałam sprawił, że cofnęłam się. Na łóżku leżała moja pacjentka, która pojawiła się w Mungu, bo wylała sobie na rękę wrzący Eliksir Snu. Jutro miała wrócić do domu. Patrząc na nią w tym momencie nie wiedziałam, czy owego jutra dożyje.
Wszędzie walało się szkło z rozbitej zaklęciem szyby. Ciało kobiety wyginało się w bólu. Moja drobna rana była niczym wobec tego, co dotknęło tą kobietę. W każdą osłoniętą część jej ciała wbiły się odłamki tego, co wcześniej było szybą. Poruszyłam się dopiero, gdy z ust kobiety wytrysnęła krew.
-Musimy ją operować! Natychmiast- powiedziałam do Mary, młodej i niedoświadczonej uzdrowicielki.
-Nie mamy jak! Ci ludzie w pelerynach są wszędzie, ledwo udało nam się ewakuować pacjentów. Niektóry nadal tu przebywają i w tym momencie najważniejsze jest to, by jak najszybciej ich stąd wyprowadzić.
-Nie możemy jej transportować! Ona się zaraz wykrwawi- odpowiedziałam jej roztrzęsiona.
Chwilę później wszystko przestało mieć znaczenie. Szpital zatrząsł się, a sufit jakby zaczął się rozpadać. Złapałam się łóżka pacjentki, która wciąż zwijała się z bólu, jednak na niewiele to się zdało.
Zauważyłam jeszcze, jak w stronę Mary płynie struga zielonego światła, ale nim zdążyłam ją ostrzec, ona już leżała martwa. Z moich oczu popłynęły łzy.
Do sali wszedł mężczyzna w czarnej pelerynie i z maską na twarzy. Gdy mnie zobaczył, na jego usta wpłynął szyderczy uśmiech.
-Witaj, Granger- powiedział niskim, zachrypniętym głosem, którego zabrzmiał znajomo.
Odsunęłam się od niego, jednocześnie próbując zerkać na pacjentkę i krzątającego się przy niej uzdrowiciela. Robił, co mógł, ale wiedziałam że jedynie szybko i sprawnie przeprowadzona operacja jest w stanie uratować jej życie.
-Myślałaś, że możesz wtargnąć do naszego świata bez żadnych konsekwencji?- zaczął mężczyzna w masce, zbliżając się do mnie- Sądziłaś, że zagarniesz nasze moce, nie wiadomo zresztą jakim sposobem, i że pozostanie to bez odpowiedzi ze strony prawdziwych czarodziei? Nie dość, że podstępem wkradłaś się do naszego świata, to jeszcze próbowałaś stać się arystokratką! Ty, zwykła szlama.
Nie zauważyłam, gdy wypowiedział zaklęcie, ba, byłam tak przejęta jego słowami, że nie zauważyłam nawet, gdy wyciągnął różdżkę.
I w tym samym momencie za moimi plecami rozległ się hałas, towarzyszący upadającemu ciału. Spojrzałam za siebie załzawionymi oczami i zdałam sobie sprawę, że zostałam tylko ja, ledwo żyjąca kobieta za mną i ten mężczyzna w masce.
-Spójrz na to tak Granger..- kontynuował mężczyzna, coraz bardziej zbliżając się do mnie. Zdawał się zupełnie nie przejmować tym, że w ciągu ostatnich kilku minut pozbawił życia dwójkę niczemu winnych ludzi.
-Spotykając się z Malfoy’em, mogłaś przez chwilę korzystać z uroków arystokratycznego życia, prawda? Niewiele szlam ma taką możliwość. Twoje schadzki z młodym Malfoy’em i tak zbyt długo uchodziły Wam na sucho.. Prędzej czy później, ktoś i tak zrobiłby ci krzywdę.. Nie jesteś mile widzianą osobą w naszym świecie, Hermiono Granger. Swoją drogą, czasem nawet Ci współczuję. Nie należysz ani do świata mugoli, ani tym bardziej do świata czarodziei. Czyż nie lepiej być martwym, niż tkwić dłużej w tej nicości? Obiecuję, że nie będzie bolało…
Po tych słowach skierował różdżkę w moją stronę i ostatnim co zobaczyłam, było zielone światło.


Usiadłam na łóżku, cała spocona, oddychając ciężko. Obok mnie zauważyłam zaniepokojonego Draco.
-Hermiona, wszystko w porządku? Strasznie głośno krzyczałaś..- powiedział cicho, a ja spróbowałam wziąć kolejny głęboki wdech, by się uspokoić. Spojrzałam za okno, a następnie swój wzrok ponownie skierowałam na chłopaka siedzącego obok mnie.
-To był tylko zły sen- powiedziałam bardziej do siebie niż do niego-Zły sen.
Przymknęłam powieki, ale nie było to dobrym wyjściem, gdyż w mojej głowie odżyły traumatyczne obrazy z mojego koszmaru. Bardzo realistycznego koszmaru.
-Chcesz mi opowiedzieć, co Ci się śniło?- spytał Draco, odrobinę zmieszany. Zauważyłam, że zachowywał się tak tylko w sytuacjach, w których kompletnie nie wiedział, co robić.
-Ja.. Chyba chciałabym wziąć prysznic.
Spojrzał na zegar, który wskazywał godzinę piątą trzydzieści nad ranem, po czym pokiwał głową. Nie wiedziałam, czy oznaczało to przyzwolenie, czy może zwykłe pogodzenie się z moją decyzją, ale nie zamierzałam się go o to wypytywać.
Gdy już stałam bosymi stopami na zimnych kafelkach w łazience, pozwoliłam na ujście moim emocjom. Łzy płynęły po moich policzkach, a z ust wydobył się cichy szloch. Wiedziałam, że to irracjonalne, wylewać łzy z powodu jakiegoś głupiego snu, ale zbytnio przeraziły mnie obrazy, które ujrzałam, by myśleć racjonalnie.
Powoli pozbyłam się koszulki, w której spałam oraz bielizny i weszłam pod prysznic. Odkręciłam kurek, a ciepła woda powoli sprawiała, że się uspokajałam. Oparłam czoło o zimne kafelki, a dłonie zacisnęłam w pięści. Nigdy jeszcze nie miałam tak realistycznego snu, a równocześnie snu który by tak mną wstrząsnął. Wykonałam jeszcze kilka głębszych wdechów i zakręciłam wodę. Po wyjściu owinęłam się białym, puszystym ręcznikiem i wyszłam z łazienki, by wziąć ubrania, które wczoraj wyciągnęłam z garderoby Narcyzy.
Przechodząc przez pokój obejrzałam się na łóżko Dracona, ale jego w nim nie było. Rozczarowało mnie to, ale postanowiłam poszukać go trochę później i wróciłam do łazienki, by się ubrać.
Po wyjściu zauważyłam, że Draco już wrócił- ubrany i odświeżony.
-Koniec tego dobrego- zaczął złowróżbnym tonem, a ja spojrzałam na niego zdziwiona- Mam do załatwienia dzisiaj jeszcze jedną ważną sprawę, ale do południa powinienem się wyrobić. Jako, że mój ostatni wyjazd się nie udał, proponuję Ci teraz tygodniowe wakacje w Hiszpanii.
Cholerny Malfoy, zawsze mnie czymś zaskoczy.
-Draco, ale ja mam pracę..
-Ja też, czyżby jakaś nasza wspólna cecha?- spytał z chytrym uśmiechem na twarzy, za który miałam ochotę go uderzyć.
Wyzwala we mnie niebezpiecznie ambiwalentne uczucia.
-Malfoy! Jestem uzdrowicielem, muszę ratować ludzkie życie…
-Przy okazji niszcząc własne?
Myślałam chwilę nad jego słowami ale nie mogłam przyznać mu racji. Nim otworzyłam usta, by mu odpowiedzieć, on odezwał się ponownie.
-Należy Ci się urlop, Mionka. Jesteś zmęczona, powinnaś wypocząć. Wydaje mi się, że trochę rzeczy zwaliło Ci się ostatnio na głowę. Zabiorę Cię tam, czy tego chcesz, czy nie, ale chyba lepiej byś uprzedziła swoich pracodawców.
Spojrzałam na niego wściekłym wzrokiem, a przynajmniej taką mam nadzieję, na co on jedynie wzruszył ramionami.
-Dochodzi wpół do siódmej, muszę niedługo wychodzić.. Może zjesz teraz ze mną śniadanie?
Pokiwałam na to jedynie głową i poszłam za nim do jadalni. Wolałam nie ryzykować tym, że znowu zgubiłabym się w tym ogromnym budynku.



Szedłem powoli, korytarzem opuszczonego domu, uważając by moja noga nie wpadła w jedną z wielu dziur, które zdobiły podłogę. Miejsce, w którym się znajdowałem niezaprzeczalnie musiało być kiedyś piękne. Ze ścian korytarza, zwisały pozostałości obrazów. Na jego końcu zauważyłem herb rodzinny, dobrze widoczny, pomimo tego, że dom ten przez kilka lat stał pusty. Otworzyłem jedne z wielu drzwi, czemu towarzyszyły seria skrzypnięć. Najciszej jak potrafiłem wszedłem do środka. Pokój, w którym się znalazłem zdawał się być w lepszym stanie niż reszta domu. Mimo tego, że starałem się być cicho, deski podłogowe zaskrzypiały pod naciskiem mojego ciała. Szybko podszedłem do łóżka, stojącego pod oknem. Mimo bliskości tego okna, obok łóżka stać musiała lampa, bo przez zaniedbane, pokryte kurzem szyby, wpadało niewiele światła.
Z kieszeni długiego płaszcza wyciągnąłem fiolkę z eliksirem, a następnie przykucnąłem obok łóżka.
Leżała na nim kobieta, której całe ciało było posiniaczone. Na opuchniętej wardze zastygły resztki krwi, a pod okiem utworzył się fioletowy siniak. Powoli, unosząc jej głowę wlewałem jej do ust po kilka kropli eliksiru. Lekko się zakrztusiła, ale już po chwili leżała z powrotem na poduszce, oddychając miarowo.
Zegar stojący na szafce pokazywał, ze jest już godzina ósma piętnaście. Za pół godziny powinienem podać jej kolejną dawkę eliksiru. Usiadłem w starym, zapadającym się fotelu i zapatrzyłem na kobietę. Przywoływała wszystkie wspomnienia, które chciałem jak najszybciej wyrzucić z mojej głowy, ale wiedziałem, że nie mam innego wyjścia niż robić to, co robię. Wolę nie myśleć o tym, co Hermiona zrobi, gdy się o tym dowie. Szczerze mówiąc lepiej by było, gdyby się o tym nie dowiedziała, ale z drugiej strony liczę na to, że już niedługo będę mógł jej o tym opowiedzieć. Kobieta przewróciła się na drugi bok. Słyszałem, że mamrotała coś przez sen, ale byłem zbyt zmęczony, by zastanawiać się, co takiego mówi. Wstałem i zgarnąwszy z regału pierwszą lepszą książkę, usiadłem wygodniej w fotelu i pogrążyłem się w lekturze.




środa, 19 czerwca 2013

Rozdział 31.

Ciepłe promienie słońca powoli oświetlały sypialnię, by chwilę później otulać moje ciało. Podniosłam rękę, by przysłonić nią oczy, które drażniło poranne słońce. Gdy mój wzrok przyzwyczaił się do światła,  ja byłam już prawie całkowicie rozbudzona. Uchyliłam mocniej powieki, a gdy moim oczom ukazało się zarówno obce, jak i dziwnie znajome wnętrze, wspomnienia uderzyły we mnie. Cudowne wspomnienia, które sprawiały, że gdy o nich myślałam, moje policzki różowiały. Gdy lekko ochłonęłam, wysunęłam lewą rękę i położyłam w miejscu, gdzie powinien leżeć Draco. Zdziwiona obróciłam się, ale tak jak myślałam już wcześniej- jego tam nie było. Po chwili jednak zauważyłam leżącą obok mnie małą kopertę, na której starannym pismem wykaligrafowane zostało moje imię. Nie wahając się, zajrzałam do środka i wyciągnęłam małą karteczkę.


Hermiono!
Przykro mi, że po tej cudownej nocy musiałaś obudzić się sama. Liczę jednak na to, że mi wybaczysz- Eliza ma jakiś poważny problem, który nie mógł zaczekać, więc nie mogłem jej zostawić. Naprawdę bardzo mi przykro.
Na stole w jadalni czeka na Ciebie śniadanie. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, mój skrzat- Carmel,  jest do Twojej dyspozycji.
Co powiesz na wspólne gotowanie obiadu? Dzisiaj? U mnie? Może o 16?
Przepraszam za wszystko, wiedz, że już tęsknię.
                               Twój Draco.



Wciąż powtarzając w myślach słowa Malfoya „Już tęsknię” i „Twój Draco”, pozbierałam moje rzeczy leżące w różnych częściach pokoju, a następnie udałam się do łazienki, do której drzwi zauważyłam po lewej stronie od wejścia. W ogromnej wannie spędziłam około godziny. Czas ten przeznaczyłam na całkowite uwolnienie się od wszystkich myśli i, o dziwo, nawet mi się to udało. Odświeżona i już ubrana postanowiłam udać się na śniadanie, bo mój żołądek pilnie domagał się posiłku. Nim wyszłam z sypialni machnęłam kilka razy różdżką, którą dziwnym trafem znalazłam rzuconą w kąt pokoju. Dzięki moim zabiegom, gdy wychodziłam, w pokoju panował porządek i po tym, co wydarzyło się w nim tej nocy nie pozostał nawet ślad.
Chwilę błądziłam po korytarzach, nim odnalazłam wspomnianą przed Draco jadalnię. Przeklinając Malfoyów za ich miłość do przepychu weszłam do tego pomieszczenia, by w spokoju zjeść. Wszystko, co znajdowało się na stole pozwoliłoby wykarmić całą rodzinę Weasleyów i to przez kilka dni. Znajdowało się tam jednak tylko jedno nakrycie, więc wszystko to przygotowane było z myślą o jednej osobie. Z myślą o mnie.
Gdy tylko usiadłam przy suto zastawionym stole, jedną ręką sięgnęłam po kielich w sokiem dyniowym, a drugą po kolejną małą karteczkę, leżącą tym razem na talerzu. Jednoczesne picie i zaznajomienie się z treścią liściku nie było rozsądne, bo gdy go przeczytałam, zakrztusiłam się pitym napojem. Gdy wreszcie udało mi się złapać oddech, odłożyłam kartkę koło talerza i postanowiłam zabrać się wreszcie za jedzenie. Próbując przekonać samą siebie, że to co przeczytałam nie robi na mnie żadnego wrażenia, ugryzłam tosta z dżemem. Nie mogłam się jednak powstrzymać przed rzucaniem spojrzeń na te kilka starannie napisanych słów.


Hermionko,
Jeśli tylko zechcesz, przez resztę życia mogę dostarczać Ci takie śniadania do łóżka.
                                                                                                 Ponownie, Twój Draco.  


Gdy skończyłam posiłek nie za bardzo wiedziałam, co ze sobą zrobić i przed wszystkim, gdzie się udać.
-Carmel?- powiedziałam więc, i prawie natychmiast przed mną pojawił się lekko zgarbiony skrzat.
Uniósł swoją głowę i spojrzał na mnie wielkimi oczami.
-Panienka Hermiona?- spytał lekko skrzekliwym głosem.
Pokiwałam tylko lekko głową, wpatrując się w skrzata.
-Życzy sobie panienka czegoś?- zapytał po raz kolejny.
Nim jednak zdążyłam mu odpowiedzieć, w całym domu zabrzmiał dźwięk dzwonka.
Skrzat poruszył się niespokojnie, a ja zrozumiałam, że nie wie, czy powinien zostać ze mną i spełniać moje zachcianki, czy iść otworzyć.
-Proszę, idź otworzyć- powiedziałam, uśmiechając się do niego.
Skinął głową i zniknął, by już po chwili otworzyć drzwi.
-Panicza Malfoya nie ma w domu…- usłyszałam głos skrzata, któremu jednak ktoś przerwał.
-W takim razie zaczekamy na niego, mamy czas- odpowiedział mu szorstko gość Draco.
Od razu rozpoznałam ten głos, ale nie mogłam uwierzyć, że z własnej woli przyszedł do jego domu.
-Wiesz, o której wróci Twój pan?- rozległ się drugi głos, również dobrze mi znany.
Poszłam więc w stronę miejsca, w którym znajdowali się owi czarodzieje, by przerwać ich znęcanie się nad niczemu winnym skrzatem.
-Witaj Harry- powiedziałam, wchodząc do przestronnego salonu Malfoya.
Zarówno on, jak i towarzyszący mu Ron spojrzeli na mnie zszokowani.
-Co Ty tu robisz?- nie zdziwiłam się, że tak brzmiały pierwsze słowa wypowiedziane przez Weasleya.
-O to samo mogłabym zapytać Was- odpowiedziałam szorstko.
Byłam dorosła i zawsze irytowało mnie takie zachowanie Rudego. Traktował mnie jak dziecko. Co gorsza, traktował mnie tak, jakbym była jego własnością!
-Mamy sprawę do Malfoya- tym razem odezwał się Harry- Sprawę nie cierpiącą zwłoki.
-Może moglibyście powiedzieć mi o co chodzi? Draco prawdopodobnie wróci dopiero za jakieś dwie- trzy godziny, więc nie widzę sensu w tym, byście czekali..- mówiłam, coraz bardziej skrępowana całą tą sytuacją. Bądź co bądź, znajdowałam się w domu Malfoya, w godzinach przedpołudniowych, ubrana dość skąpo…
Chłopacy po moich słowach spojrzeli po sobie. Zauważyłam w ich oczach niepewność i coś, co nazwać można było troską.
-Coś się stało, prawda?- spytałam cicho, siadając na jednym z foteli stojących koło kanapy.
Kolejny raz popatrzyli po sobie, jakby zmieszani, ale w końcu Harry postanowił przerwać ciszę.
-Dzisiaj, przed ósmą rano zamaskowani ludzie wtargnęli do domu Zabiniego.
Wstrzymałam oddech, przerażona. Wstałam i szybko podeszłam do Potter’a. Chciałam, by jak najszybciej powiedział mi coś więcej, a z drugiej strony bałam się tego. Potwornie się bałam, że mogę stracić bliską mi osobę.
-Blaise’a nie było w tym czasie w domu, ale jego żona.. Została potraktowana Crucio, i to nie raz.. Jest w szpitalu, w ciężkim stanie..
Nie chciałam słuchać do końca. Obok kanapy znalazłam moje buty, pozostawione tam poprzedniego wieczoru, i jak najszybciej włożyłam je na stopy. Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie.
W ostatnim czasie młoda Cameron Zabini stała się moją przyjaciółką. Była dla mnie bardzo ważna, a to o czym mówił Harry w moich uszach zabrzmiało jak wyrok śmierci. Moje zdenerwowanie i postępującą rozpacz dopełniał fakt, że Blaise i jego żona spodziewali się dziecka, które na świecie miało pojawić się pięć miesięcy.
Rejestrowałam to, że Potter i Weasley coś do mnie mówią, ale nie rozumiałam i nie chciałam rozumieć, co to takiego. W pewnym momencie stało się jednak coś, co mnie ocuciło. W korytarzu usłyszałam głos, który, choć może zabrzmi to ckliwie, był moim lekiem na zło.
Usłyszałam, że skrzat mówi mu coś, szybko i cicho, tak że z ich krótkiej rozmowy wyłapałam tylko pojedyncze słowa. Gdy młody Malfoy wszedł do salonu, przystanął na widok swoich dwóch gości. Po chwili spojrzał na mnie i chyba coś w wyrazie mojej twarzy powiedziało mu, że wydarzyło się coś poważnego.
-Mionka..- powiedział cicho, a następnie podszedł do mnie i przytulił. Tak zwyczajnie. Bez zbędnych słów. Wszystkie emocje, które kumulowały się we mnie od dłuższej chwili postanowiły znaleźć swoje ujście. Trzymał mnie więc w swoich ramionach, a ja zanosiłam się spazmatycznym płaczem.
Usłyszałam, że ponad moim ramieniem pytał chłopaków, co się wydarzyło. Słysząc jego szorstki ton głosu, tak inny od tego, jakim zwracał się do mnie nietrudno było mi wyobrazić sobie przeszywające spojrzenie, jakim ich obdarzał. Usłyszałam, jak cicho i spokojnie odpowiadają mu to samo, co wcześniej mówili i mnie. Czułam, jak Draco napina swoje mięśnie, i jak zaciska swoje dłonie w pięści.
-Natychmiast idziemy do szpitala- zadecydował po chwili i odsunął się ode mnie, a następnie podszedł do kominka- No dalej, Hermiona rusz się.
Czułam i słyszałam, jak stara się panować nad głosem, ale w takich chwilach nawet on nie potrafił panować nad emocjami.
Pokiwałam głową i wolno ruszyłam w jego stronę. Gdy odwróciłam się w stronę Harry’ego i Rona, by im podziękować spostrzegłam, że ich już nie ma. Wyszli, a ja nawet tego nie zauważyłam. Wzorem Draco weszłam do kominka, a on objął mnie ramieniem i krzyknął:
-Do Munga!
Po krótkiej chwili znajdowaliśmy się na parterze szpitala. Chłopak wciąż mnie obejmował, i tak szliśmy w stronę wind, by następnie znaleźć się na czwartym piętrze. Nie musieliśmy podchodzić do recepcjonistki, bo zauważyliśmy Zabiniego, siedzącego przed jedną z sal, z twarzą ukrytą w dłoniach.
-Blaise..- powiedziałam do niego, a on spojrzał na mnie jakby przez mgłę. 
Po chwili wstał i przytulił mnie, a ja wtuliłam się w niego.
-Straciliśmy go.. –powiedział, a jego ciałem wstrząsnął szloch- Straciliśmy nasze dziecko, Miona…
Nie mam pojęcia, ile tak staliśmy, ale w pewnym momencie poczułam, że mój przyjaciel odsuwa się ode mnie. Nigdy nie widziałam go w tak złym stanie. Nigdy też nie czułam się tak bardzo bezsilna.
-Już jest z nią lepiej- powiedział cichym, zachrypniętym głosem- Było źle, ale jest już lepiej… Fizycznie jest lepiej- dokończył.
Ani ja, ani Draco nie widzieliśmy, co powiedzieć.
-Bracie- powiedział Malfoy po dłuższej chwili- Musimy teraz pójść do Waszego domu.. Nie, nie przerywaj mi- kontynuował, nie dając przyjacielowi dojść do słowa- Czekają tam Ciebie Potter, Weasley i inni aurorzy z którymi musisz porozmawiać! Nie martw się o nią- powiedział, pokazując palcem na drzwi- Miona zaopiekuje się Cameron. 
Zabini spoglądał raz na mnie, raz na Draco, a następnie pokiwał głową.
-Pójdę jej tylko powiedzieć, że niedługo wrócę.
Gdy zniknął za drzwiami opadłam na krzesło. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, przez co oni muszą teraz przechodzić. Nie potrafiłam wstać i choć spróbować pomóc im w jakikolwiek sposób. Czułam się tak bezbronna jak wiele lat temu, w innym życiu, gdy McGonagall zakładała mi na głowę tiarę przydziału. Wtedy jednak wszystko było prostsze. Teraz natomiast znalazłam się w sytuacji, z której nie było wyjścia. Było tylko cierpienie, rozpacz, ból i niewyobrażalna strata. Wszystko, co wydarzyło się poprzedniego dnia między mną i Draco przestało mieć znaczenie. Chwile szczęścia zawsze przemijają. My nie byliśmy żadnym wyjątkiem i rzeczywistość przypomniała nam o tym w najgorszy z możliwych sposobów.



Draco i Blaise wrócili po dwóch godzinach. Cały ten czas, gdy ich nie było spędziłam na bezsensownym patrzeniu się na zegar wiszący na ścianie. Gdy wrócili, Zabini natychmiast udał się do pokoju, w którym leżała jego żona. Malfoy natomiast podszedł do mnie i ukucnął przy krześle, na którym siedziałam.
-Wróć ze mną do domu, Mionka- powiedział cichym, lekko zachrypniętym głosem.
On także bardzo przeżywał to wszystko, od razu dawało się to zauważyć.
-Ale Cameron i. ..- zaczęłam, ale Draco natychmiast mi przerwał.
-Będzie teraz przy niej, nic tu po nas.. Przynajmniej dzisiaj.
Spojrzałam w jego oczy, i coś widoczne w nich sprawiło, że wstałam.
-Chciałabym się z nimi pożegnać- powiedziałam do niego cicho, a on jedynie pokiwał głową i już chwilę później otwierał przede mną drzwi do sali, w której leżała pani Zabini.
Jej łóżko stało przy oknie. Przykryta była cienką, białą kołdrą. Tym, co najbardziej rzucało się w oczy była jej twarz. Lekko poszarzała, z rozcięciem na prawym policzku i na ustach. Wzrok przyciągały też jej oczy. Przekrwione, i takie bez wyrazu, jakby puste. Podeszłam do niej wolno, a ona obrzuciła tylko mnie i Malfoya krótkim spojrzeniem i odwróciła głowę w stronę okna.
-Nie chcę nikogo widzieć- powiedziała bardzo cicho, patrząc na Blaisa.
Ten spojrzał tylko na nas przepraszającym spojrzeniem, a następnie powiedział, że nas odprowadzi. Nim wyszliśmy z sali spojrzałam ostatni raz na Cameron , ale ona tego nie zauważyła- wpatrywała się tępo w lekko już szarzejące niebo za oknem.
-Dziękuję Wam, za wszystko- powiedział cicho Blaise, gdy wyszliśmy.
-Nie masz za co dziękować, Diable- powiedział Draco, nim zdążyłam się odezwać- Pamiętaj, że możesz  na mnie liczyć o każdej porze dnia i nocy. Pamiętaj- podkreślił, a Blaise wygiął usta w czymś przypominającym uśmiech i mocno uścisnął dłoń przyjaciela.
-Gdyby coś się działo, wiesz gdzie mnie znaleźć- powiedziałam równie cicho jak Zabini, a następnie mocno go przytuliłam. Gdy się od niego odsunęłam rzucił tylko ‘do zobaczenia’ i wrócił do sali. Staliśmy jeszcze chwilę na korytarzu, jakby w oczekiwaniu na coś.
-Hermiona? Co Ty tu robisz?- usłyszałam i zanim się odwróciłam już wiedziałam, do kogo należy ten głos.
-Witaj, Steave- powiedziałam ze sztucznym uśmiechem, w środku jednak przeklinając się za to, że się nie pospieszyłam, i nie wyszliśmy stąd wcześniej.
-Długo Cię nie było u nas na oddziale- powiedział, a uśmiech nie schodził z jego twarzy.
Zauważyłam, że Draco bacznie się nam przygląda, jakby chciał wiedzieć, czy łączy nas tylko zwykła znajomość, czy coś więcej. Cóż, chyba będę musiała mu później wytłumaczyć, że Steave’a poznałam gdy oboje zaczynaliśmy pracę w Mungu, i niedługo po tym zostaliśmy parą. Po naszym rozstaniu, które nastąpiło zaskakująco szybko próbowaliśmy jeszcze kilka razy. Nie mogłam się jednak oszukiwać, że robię to dlatego, że mi na nim zależy. Wracałam do niego tylko dlatego, że potrzebowałam mężczyzny- jakiekolwiek mężczyzny, który mógłby pomóc mi wypełnić pustkę w moim sercu.
-Jakoś nie było okazji- powiedziałam z uśmiechem prawie tak samo szerokim jak jego.
-Przepraszam Cię, ale muszę teraz zajrzeć do mojej pacjentki- powiedział ze skruchą i jakby żalem- Mam jednak nadzieję, że spotkamy się niedługo?
-Jeśli uda mi się znaleźć czas- odpowiedziałam wymijająco, a następnie po krótkim pożegnaniu ruszyłam w stronę wyjścia.
-Jakiś bliski znajomy?- spytał Draco, gdy czekaliśmy na windę.
Poczułam, że się czerwienię, ale postanowiłam nie tchórzyć i spojrzałam mu w oczy.
-Już nie- odpowiedziałam i wsiadłam do winy, która właśnie przyjechała.
Po wyjściu ze szpitala Draco chwycił mnie za rękę, a ja poczułam, że rozpacz i złość do całego świata, jaka we mnie kiełkowała, powoli odpuszcza.
Gdy doszliśmy do jakiejś małej uliczki zrozumiałam, że tym krótkim spacerem Draco dał mi czas, bym się uspokoiła. Przed teleportacją spojrzałam mu w oczy mając nadzieję, że wyczyta z nich moje nieme podziękowania. Chyba tak było, bo uśmiechnął się do mnie delikatnie, a chwilę później odczułam ucisk towarzyszący teleportacji.
Wylądowaliśmy w jego salonie, ale on uparcie trzymał mnie dalej. Po chwili zbliżył się jeszcze bardziej, a jego usta odszukały moje. Ten pocałunek różnił się od tych, którymi obdarowywał mnie wczoraj. Był bardzo delikatny, ale równocześnie pełen troski, i dziwnej zaborczości. Oderwał na chwilę swoje usta od moich, co skomentowałam cichym westchnięciem.
-Powinnaś się położyć- powiedział cicho, wciąż stojąc blisko mnie- To był ciężki dzień i obawiam się, że jutrzejszy będzie taki sam.
-Powinnam wrócić do siebie- powiedziałam, choć tak naprawdę nie pragnęłam niczego innego niż to, bym mogła z nim zostać.
-Nie ma mowy- powiedział stanowczo, odsuwając się ode mnie.
-A jeśli chodzi o Twoje ubranie-  powiedział widząc, że chcę ponownie się odezwać- To jeśli nie będzie Ci to przeszkadzało, to mam tu ubrania mojej matki, mogłyby na Ciebie pasować…- przerwał nagle, a ja zrozumiałam, że mimo upływu czasu strata Narcyzy wciąż go boli.
-Nie będzie- powiedziałam cicho, a on ponownie złapał moją dłoń.
-Chodź, zaprowadzę Cię do jej garderoby.
Nie mając innego wyboru i równocześnie nie chcąc mieć takowego, poszłam za nim.





poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział 30.


Opowiadałam Draco wszystko, co tylko mogłam mu opowiedzieć. Mówiłam o moim mieszkaniu, o rodzicach, przyjaciołach, mojej pracy, pacjentach.  Mój monolog przerwałam tylko w chwili, gdy kelner przyniósł nasze danie, i gdy podniosłam do ust kieliszek z winem, bo zaschło mi w gardle. Malfoy był doskonałym słuchaczem- już na początku tego wieczoru dowiedział o mnie więcej niż wiedziała moja najlepsza przyjaciółka. Gdy skończyłam opowiadać mu o moich planach na wakacje, które niestety nie były do końca możliwe do zrealizowania, zamilkłam. Chwilę siedzieliśmy w ciszy, podczas której zapatrzyłam się na mój talerz z smakowicie wyglądającą potrawą.
-Żałuję, że tak dużo czasu zajęło mi dojście do tego, że zwyczajnie mi Ciebie brakowało- powiedział cicho, odwracając wzrok na miasto.
Kolejny raz zaskoczył mnie tak bardzo, że przez dłuższą chwilę nie byłam w stanie wydobyć z siebie słowa.
-Draco…?- powiedziałam prawie szeptem.
Spojrzał na mnie pytająco, a ja głośno przełknęłam ślinę.
-Czy Ty… Wiem, że rostałeś się ze swoją żoną.. Dlaczego?- gdy tylko skończyłam to pytanie już żałowałam, że je zadałam.
Między nami panowała względna cisza, którą jednak już po chwili przerwał Draco.
-Na początku sądziłem, że może jakoś się nam uda.. Nie wierzyłem w to, że jestem w stanie poczuć do niej coś więcej niż sympatię, ale łudziłem się, że to wystarczy.. Wystarczy do zbudowania rodziny. Dopiero po ślubie zrozumiałem, że tak naprawdę nigdy nam się nie uda. Po pewnym czasie przestaliśmy się nawet do siebie odzywać, bo po prostu nie mieliśmy wspólnych tematów.. Później przyszedł etap, w którym owszem, porozumiewaliśmy się ze sobą, ale zawsze były to tylko i wyłącznie kłótnie. Kłóciliśmy się o najmniejsze drobiazgi, a ja nie widziałem w tym swojej winy.. Dopiero teraz dostrzegam, że choć do siebie nie pasowaliśmy, to mogłem załatwić to inaczej. Jednak wtedy potrafiłem jedynie ją niszczyć. Niszczyłem ją słowami, Hermiono i dopiero teraz widzę, jak źle postępowałem. Tak bardzo chciałem, żeby mój nowy dom nie przypominał mojego domu rodzinnego, że stworzyłem to samo. To, przed czym tak bardzo uciekałem. Teraz nawet nie wiem, co się z nią dzieje- ostatni raz widziałem ją przed sprawą rozwodową. Byłem wtedy zdziwiony, że nic ode mnie nie chciała. Myślałem, że to dlatego, że boi się, że gdyby coś chciała, to ją zniszczę. Byłem blisko, ale nadal się myliłem. Ona nie chciała nic ode mnie, bo ja już ją zniszczyłem. Nie chciała o mnie pamiętać i swoją drogą- nie dziwię się jej. Nie zasługiwałem na nią… Chcąc uciec przed przeszłością zawsze do niej wracam. To silniejsze ode mnie, Hermiono. A wiesz, co jest najgorsze? Mój egoizm. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jaki jestem i że najlepiej jest dla mnie wtedy, gdy jestem sam. Mimo to, pragnę Twojego towarzystwa i oczekuję.. Nie, ja CHCĘ, żebyś była częścią mojego życia.
Kolejny raz zadziwił mnie tak, że przez chwilę nie potrafiłam nic powiedzieć. Wpatrywałam się w niego, a słowa uwięzły mi w gardle. On też patrzył na mnie, nic nie mówiąc. Trwaliśmy w ciszy przez minutę, dwie a może kilka- nie jestem w stanie ocenić. Wzrok utkwiony miałam w jego stalowoniebieskich tęczówkach, które mnie wręcz hipnotyzowały. Przyciągały. Może i był egoistą, ale czy ja nie byłam taka sama? Też chciałam, by ze mną był. Chciałam, by był przy mnie, gdy go potrzebuję. Chciałam, by był mój, i tylko mój. Byliśmy tacy sami.
-Teraz nie potrafię nawet powiedzieć, co dzieje się u mojego niegdyś najlepszego przyjaciela- powiedział Draco, chyba dlatego, że skoro już się otworzył, to chciał kontynuować.
-Nie wiem, jak mu się układa, co u niego i jego żony.. Nic o nim nie wiem. Zamknąłem się w swoim świecie nie dopuszczając go do niego.. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz rozmawialiśmy. Nie wiem nawet, czy on chciałby utrzymywać ze mną jakikolwiek kontakt..
-Chciałby- powiedziałam cicho, przerywając mu.
Spojrzał na mnie zaskoczony, więc kontynuowałam.
-Blaise ma się świetnie i wiem, że gdybyś tylko chciał.. On przyjmie Cię z otwartymi ramionami, Draco- dokończyła, pochylając się w stronę chłopaka.
On również pochylił się w moją stronę, a po chwli na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech. Najzwyklejszy w świecie. Taki, który widujemy w życiu setki razy. Na jego twarzy jednak, ten uśmiech spotykałam bardzo rzadko. Z ust, które ułożyły się dla mnie w uśmiechu, swój wzrok przerzuciłam na jego oczy, które dziwnie się iskrzyły.
-Masz może ochotę na nocny spacer uroczymi uliczkami tego miasta?- spytał nagle, a ja wróciłam do swojej poprzedniej pozycji.
On chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. I chyba chciałabym, żeby w rzeczywistości tak było- żeby zaskakiwał mnie jak najdłużej się da.
Uśmiechnęłam się do swoich myśli, a następnie lekko pokiwałam głową na znak zgody. Chłopak odpowiedział mi uśmiechem, a następnie przywołał do nas kelnera.
Po uregulowaniu rachunku, mężczyzna odprowadził nas do wyjścia, życząc nam udanej nocy na co Draco zaczął się dziwnie śmiać. Zgromiłam go wzrokiem, a „naszego” kelnera obdarzyłam uśmiechem.
-Malfoy, jesteś nierefolmowalny- powiedziałam, gdy oddaliliśmy się trochę od restauracji.
-Za to Ty za łatwo wpadasz we wściekłość, Granger- odpowiedział mi, używając takiego samego tonu, jak ja.
Nie mogłam się nie roześmiać.
W pewnym momencie, idąc obok niego w świetle nocnych latarni poczułam, że coś lekko musnęło moją dłoń. Była to dłoń Draco, który jakby nie mógł się zdecydować na ten gest. Postanowiłam więc wziąć to w swoje ręce- dosłownie i przenośni, i splotłam moje palce z jego. Wydawał się tym lekko zaskoczony, ale po chwili na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, który sprawiał że moje serce dostawało palpitacji. Wpatrywał się chwilę w nasze splecione dłonie, a następnie swój wzrok skierował na mnie. Mimowolnie podniosłam drugą dłoń do ust, chcąc stłumić ziewnięcie. Gdy to zauważył jego uśmiech pogłębił się, a ja czułam, że się rumienię.
-Chcesz już wracać?- spytał delikatnie, przybliżając się do mnie.
Pokiwałam energicznie głową, w geście zaprzeczenia, ale zdradził mnie mój organizm- z moich ust wydostało się kolejne ziewnięcie.
-I pewnie w ogóle nie jesteś zmęczona?- spytał ironicznie chłopak.
-To może w takim razie- mówił dalej, przyglądając mi się uważnie- Dasz mi się zaprosić na lampkę wina? Tyle, że tym razem w moim domu- cholerny Malfoy, czy on choć raz mógłby zrobić to, czego od niego oczekuję?
Westchnęłam głośno, ale coś w jego wzroku sprawiło, że nie mogłam mu odmówić.
-Dobrze, bardzo chętnie- powiedziałam, i nim się zorientowałam świat zawirował, a my znaleźliśmy się przed jego domem.
Nie mogłam ukryć, że dom Dracona robi na mnie wrażenia. Nie był tak dużo jak jego dom rodzinny, ale był też większy niż dom przeciętnego człowieka. Gestem zaprosił mnie do środka. Po wejściu stanęłam przez chwilę, bo ten dom lekko przytłoczył mnie swoimi rozmiarami- w porównaniu do mojego miszkania, a wręcz mieszkanka, był ogromny. Cóż, pewne rzeczy się jednak nie zmieniają. Rozglądałam się po wnętrzu, zdziwiona ciepłymi barwami, które w nim dominowały.
-Chodź za mną- powiedział wesoło Malfoy, a ja ruszyłam za nim.
Poprosił mnie, bym usiadła na dużej, skórzanej sofie, a sam poszedł do kuchni po kieliszki i wino. Kanapa była strasznie wygodna, dlatego bez zastanownienia zdjęłam szpilki, którymi katowałam moje nogi cały wieczór, i podciągnęłam stopy pod kolana. Wpatrywałam się w ogień, który płonął w kominku i w fotografie, które umieszczone były na ścianie obok. Nigdy nie posądziłabym Dracona o taki sentyment. Przyglądałam się zdjęciom zauważyłam, że na żadnym z nich nie ma Lucjusza Malfoy’a. Było kilka zdjęć Narcyzy, zdjęć jej i Draco, Elizy, Blaise’a, a jego nie było. Wzruszenie ścisnęło moje gardło, gdy spostrzegłam dwie fotografie, na których byłam widoczna. Na jednej z nich machałam uśmiechnięta do obiektywu, a obok mnie stał Draco, wywracając oczami. Druga przedstawiała mnie siedzącą na hogwarckich błoniach. Wzrok miałam utkwiony w książce, w pewnej chwili jednak podnosiłam go, a na mojej twarzy pojawiał się szczery, całkiem ładny uśmiech. Nie pamiętałam, kiedy zostało zrobione to zdjęcie, ale nie miałam czasu się nad tym rozwodzić, bo na stoliku przede mną Draco postawił dwa kieliszki, do których następnie wlał wino.
-Wypijmy za naszą przyszłość- powiedział, podając mi kieliszek.
-Naszą?- spytałam, mrużąc oczy.
Obdarował mnie jednym ze swoich najpiękniejszych uśmiechów, a następnie nim się spostrzegłam, jego twarz znalazła się blisko mojej. Bardzo blisko. Niebezpiecznie blisko. Owionął mnie jego słodki oddech, a następnie poczułam, że Draco wyjął mi delikatnie z rąk kieliszek, nie oddalając swojej twarzy od mojej. Wiedziałam, że oczekuje na jakiś mój ruch i jeszcze zanim go wykonałam, zanim go w ogóle przemyślałam już wiedziałam, jaki będzie. Przechyliłam się lekko do przodu i moje usta dotknęły jego ust. Nigdy nie będę się już dziwić, że każda dziewczyna w Hogwarcie, i nie tylko, chciała być jego dziewczyną. Jego usta zostały stworzone do całowania- mogę to przyznać z ręką na sercu. Z każdą chwilą odległość między nami stopniowo się zmniejszała, a my przekraczaliśmy kolejne granice. Nie protestowałam, gdy jego ręce błądziły po moim ciele. Nie protestowałam, gdy sięgnęły do zamka mojej sukienki, i nie protestowałam też później, gdy go rozpięły. Przekraczaliśmy granice. Nie liczyło się to, że wypite wino obojgu nam szumi w głowach. Nie liczyło się to, że znajdujemy się na kanapie. Nie liczyło się to, że oboje byliśmy dorosłymi ludźmi, i że w związku z ty powinniśmy podejmować dorosłe decyzje. Nic się nie liczyło. Nie istniało dla mnie nic, prócz niego i choć byliśmy bardzo blisko siebie, dla mnie wciąż to było za daleko. Nie zaprotestowałam, gdy Draco delikatnie mnie podniósł i zaczął iść w stronę schodów. Niósł mnie, a ja delikatnie rozpinałam guziki jego pomiętej już koszuli. Bo przekraczaliśmy granice. Gdy wniósł mnie do pokoju o zielonych ścianach, który był zapewne jego sypialnią, i położył mnie na łóżku, oboje byliśmy już tak siebie spragnieni, że nie mogliśmy logicznie myśleć. Oddaliśmy się przyjemności. Przekroczyliśmy ostatnią granicę.









czwartek, 16 maja 2013

Rozdział 29.




Siedziałam na łóżku w mojej sypialni, czekając na Ginny. Od samego rana szukałam odpowiedniego stroju na dzisiejszy wieczór w towarzystwie Malfoya, a jedyną rzeczą, którą udało mi się zrobić był wielki bałagan. Dlatego właśnie, zdesperowana i rozemocjonowana pół godziny temu zadzwoniłam po Rudą. Na całe szczęście w ostatnim czasie nasze stosunki ociepliły się na tyle, bym mogła na nią liczyć nawet w tak głupiej sytuacji. Gdy usłyszałam dzwonek do drzwi, jak najszybciej rzuciłam się ich stronę. Weasley’ówna, widząc moją minę i ubranie, które miałam na sobie dostała ataku głupiego śmiechu, którego nie mogła powstrzymać aż do wejścia do mojej sypialni.  Gdy tylko przekroczyła jej próg oczy zaiskrzyły jej na widok wszystkich ubrań porozrzucanych wszędzie, gdzie tylko się dało. Prawie natychmiast rzuciła się ku czerwonej, długiej sukni bez ramiączek i ułożyła ją na jedynej wolnej części łóżka. Obok niej położyła krótką, zgniłozieloną suknię z wycięciem na plecach i klasyczną „małą czarną”.
-Łap tą- powiedziała i rzuciła we mnie czerwoną suknią. Idź, przymierz ją i zaraz zobaczymy, jak ona na Tobie leży.
Po przymierzeniu ostatniej już sukienki i wysłuchaniu narzekań Rudej ustaliłyśmy, o dziwo zgodnie, że najlepsza będzie „mała czarna”, do której Ginny z zadziwiającą łatwością dobrała odpowiednie buty i biżuterię.
Dziewczyna postanowiła, że musi pozostać u mnie do mojego wyjścia, bo po pierwsze: musi zobaczyć, jak będę się prezentowała w efekcie końcowym, a po drugie: nie przepuści tak łatwo okazji, by zobaczyć Malfoy’a.
Godzinę przed planowanym przyjściem Dracona ktoś zadzwonił do drzwi. Gdy je otworzyłam pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy był ogromny bukiet tulipanów we wszystkich chyba kolorach tych kwiatów, jakie istnieją.
-Panna Granger?- spytał ktoś zza kurtyny kwiatów.
-Tak, to ja- odpowiedziałam niepewnie, zerkając na Ginny stojącą w wejściu do kuchni, która prawie zzieleniała z zazdrości.
-Proszę tylko tutaj pokwitować- powiedział młody chłopak stojący przede mną, a gdy to zrobiłam wręczył mi kwiaty i rzucając „Do widzenia, życzę miłego wieczoru” odszedł szybko.
Wciąż zaskoczona poszłam do kuchni i nie zwracając uwagi na Ginny, która prawie skakała pod sufit z ekscytacji, położyłam bukiet na stole i zaczęłam szukać jakiegoś liściku.  Ku radości zarówno mojej, jak i Rudej wśród tulipanów znajdowała się mała karteczka, na której treść została wykaligrafowana starannym, ładnym pismem, które znałam, i na którego widok mimo woli moje serce zaczęło bić szybciej. Ginny natomiast ciekawa treści liściku i zaskoczona moją skamieniałością zajrzała mi przez ramię i odczytała na głos:



„Mam nadzieję, że bukiet Ci się spodobał- uznałem, że róże byłyby zbyt pompatyczne. Nie mogę się doczekać naszej kolacji. Ubierz się jakoś ładnie, Granger.

                                                    D.Malfoy                                                                                     


Ostatnie zdanie tak przypominało mi dawnego Malfoy’a, że wzruszenie ścisnęło mi gardło- jako idiotka z sadystycznymi zapędami tęskniłam czasem za dawnym Draco.
-Hermiono!- to Ginny próbowała przywołać mnie na ziemię. Została niecała godzina, a ja muszę Ci jeszcze zrobić makijaż i ułożyć fryzurę.
Westchnęłam na to przeciągle, ale nie sprzeczałam się z nią, bo miała rację. 
Tylko i wyłącznie dzięki jej zabiegom mogłam piętnaście minut przed planowanym przyjściem Malfoy’a stać przed lustrem i podziwiać swoje odbicie. Weasley miała niezaprzeczalny dryg i dużą wprawę, bo nigdy nie sądziłam, że będę mogła wyglądać tak dobrze.
-Kocham Cię, Ginny- powiedziałam, obracając się przed lustrem.
-Wiem przecież- powiedziała z udawaną nonszalancją. Malfoy padnie, gdy Cię zobaczy.
-Wolałabym, żeby nie padł zanim nie porozmawiamy- odrzekłam jej tylko, starając się ukryć rumieniec wstydu, co było dość trudne ze względu na to, że na głowie miałam koka.
Weasley na moją odpowiedź tylko zachichotała cicho.
Równo o dwudziestej do moich drzwi zadzwonił dzwonek. Poszłam je otworzyć na miękkich nogach i z szybko bijącym sercem, co bardzo, ale to bardzo mi się nie podobało. Ginny w tym czasie już szykowała się do wyjścia ze złowieszczym uśmiechem na twarzy. Jednym krótkim szarpnięciem otworzyłam drzwi a jego widok sprawił, że moje serce na chwilę zwolniło swój bieg, aby już po chwili bić dwa razy szybciej niż wcześniej.
-Witaj, Hermiono- powiedział ze swoim standardowym uśmiechem, od którego miękły mi kolana.
Doprawdy, muszę wziąć się w garść, bo jeśli dalej tak będę na niego reagowała, to w końcu umrę na zawał serca.
-Witaj- powiedziałam wreszcie z uśmiech. Wejdź, proszę- starałam się utrzymywać głos w ryzach i mam nadzieję, że mi się to udawało.
-Mam gościa, ale ona już wychodzi, prawda? –rzuciłam w stronę kuchni widząc, a raczej nie widząc, by Ruda szykowała się do wyjścia.
Draco był lekko zaskoczony, ale widząc kto wychodzi z kuchni uśmiechnął się szelmowsko, na co Ginny odpowiedziała mu uśmiechem. Od tej słodyczy zrobiło mi się niedobrze, więc rzuciłam w stronę Weasley:
-Dziękuję Ci za wszystko, DO WIDZENIA.
Mogłabym się założyć, że Ruda musiała powstrzymywać śmiech.
-Och, nie ma za co!- jeśli zaraz nie wyjdzie, to chyba ją uszkodzę.
-Do zobaczenia, Hermionko. Paa, Draco- tak, machaj do niego dłużej Ginny, a Twoje życie będzie dużo krótsze, niż byś chciała.
Gdy wreszcie wyszła, Malfoy zaczął się głośno śmiać. Miałam go właśnie skarcić za to, ale uświadomiłam sobie, że po raz pierwszy od bardzo dawna słyszę, by śmiał się tak szczerze- dlatego po chwili do niego dołączyłam. Gdy trochę ochłonęliśmy, Draco obejrzał mnie od góry do dołu, na co się zarumieniłam.
-Ślicznie wyglądasz- powiedział to tak, jakby to było oczywiste. 
Komplement z jego ust zabrzmiał milion razy lepiej niż gdyby wypowiadał go ktoś inny.
-Możemy już wychodzić?- spytał, a ja drgnęłam lekko, wytrącona nagle ze swoich myśli.
-Oczywiście- odpowiedziałam szybko i sięgnęłam po płaszcz, który Malfoy niemal natychmiast wyjął mi z ręki i pomógł włożyć.
Westchnęłam jedynie- zaczyna się.
Po wyjściu przed moją klatkę, Draco podszedł do stojącej niedaleko taksówki i otworzył przede mną jej drzwi. Malfoy korzystający z mugolskich środków transportu? Tego jeszcze nie było. Zajęłam miejsce w taksówce, a sekundę później i Malfoy w niej siedział. Ruszyliśmy od razu, co znaczyło, że nasz kierowca dobrze wiedział, gdzie jechać i była to kolejna rzecz, która mnie zaskoczyła tego dnia.
Gdy stanęliśmy, Draco wysiadł szybko, by chwilę później otworzyć przede mną drzwi. Zdziwiłam się, gdy wysiadłam, tyle że zaskoczenie, którego doznałam nie było pozytywne. Gdy nasza taksówka odjechała rozejrzałam się dookoła miejsca, w którym się znajdowaliśmy, licząc na to, że coś przeoczyłam. Wciąż jednak widziałam tylko obskurne kamienice. Obok nas znajdował się znak informujący o ulicy, na której teraz byliśmy. Rozpoznałam ją, ale nie podniosło mnie to na duchu. No bo po co Malfoy zabrał mnie do najbiedniejszej dzielnicy w Londynie?
-Słodko wyglądasz, Granger- powiedział, a ja uświadomiłam sobie, że od kilku minut zdziwiona rozglądam się po okolicy.
-Chodźmy już- powiedział, ale ja nie ruszyłam się z miejsca, więc spojrzał na mnie pytająco.
-Nie pójdę dopóki nie powiesz mi, dokąd mnie zabierasz- odrzekłam i założyłam ręce na piersi.
Podszedł do mnie powoli i stanął blisko. Za blisko.
-Nie daj się prosić, Hermiono- powiedział cicho i wyswobodził moją rękę, by już po chwili zamknąć moją dłoń w swojej. Sekundę później wszystko zawirowało i rozpoznałam objawy towarzyszące teleportacji łącznej. Zirytowało mnie to. Szybko jednak zapomniałam o mojej irytacji, gdy spostrzegłam, gdzie się znajdujemy.
-Nigdy nie oceniaj książki po okładce- powiedział Draco stojący obok mnie. I miej zawsze zaufanie do mnie, Granger. Możemy już iść na tą kolację?
Nie mogłam się nie zgodzić. Nie po tym, jak zabrał mnie do Rio de Janeiro. 



Uliczne latarnie oświetlały ludzi spacerujących po mieście. W oddali na niebie widać było latające lampiony szczęścia. Również para nastolatków , obok której na chwilę się zatrzymaliśmy zapalała taki lampion. Gdy poszliśmy dalej minęła nas dwójka dzieci, które na twarzy miały różnokolorowe maski. Chłonęłam widoki tego miasta oczarowana jego pięknem. Zawsze chciałam zwiedzić Rio, ale wcześniej brakowało mi czasu i okazji.
-Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo jestem Ci wdzięczna, że mnie tu zabrałeś! – Draco na te słowa jedynie uśmiechnął się do mnie jednym ze swoich najpiękniejszych uśmiechów.
Próbowałam zobaczyć wszystko, co się tam znajdowało, ale było tego za dużo, a my cały czas szliśmy. Co jakiś czas czułam na sobie wzrok Malfoy’a, ale gdy go na tym przyłapywałam jedynie uśmiechał się złośliwie. W pewnej chwili zatrzymał się, a ja chcąc nie chcąc musiałam zrobić to samo.  Staliśmy przed pięknie oświetloną i zapewne strasznie drogą restauracją. Draco gestem zaprosił mnie do środka- tam lokal prezentował się jeszcze lepiej niż na zewnątrz. Prawie od razu po wejściu do wnętrza restauracji podszedł do nas wysoki, przystojny kelner.
-Czy mają państwo rezerwację?- spytał płynnie, ale z zauważalnym akcentem.
-Tak, na nazwisko Malfoy- odpowiedział mu Draco.
Mężczyzna zerknął na kartkę, którą miał ze sobą, a gdy znalazł to, czego szukał pokiwał głową.
-Proszę za mną- rzucił w naszą stronę z uśmiechem.
Szliśmy za nim długim korytarzem, a następnie weszliśmy razem do windy. Gdy stał koło Malfoy’a nie mogłam ich nie porównywać.
„Nasz” kelner był co prawda wysoki, ale w przeciwieństwie do Dracona był brunetem o ciemnej karnacji i prawie czarnych oczach. Mimo, że niezaprzeczalnie był przystojny to jednak brakowało mu „tego czegoś”, co z pewnością posiadał były Ślizgon. Moje rozmyślania przerwał cichy gong, który oznajmił, że nasza winda dotarła na miejsce. Kelner ruszył dalej, a my w ciszy podążaliśmy za nim. W pewnym momencie skręcił, a gdy się zatrzymał zaparło nie dech w piersiach. Mężczyzna wskazał nam nasz stolik, odsunął przede mą krzesło i podał Menu. Gdy podał je Draco powiedział coś do niego, ale tego już nie usłyszałam- byłam zbyt pochłonięta obserwowaniem wszystkiego, co mogłam objąć wzrokiem. 
Znajdowaliśmy się na ogromnym tarasie, z którego mieliśmy widok na miasto. Mimo, że był już wieczór, to było tam ciepło, a świece stojące prawie wszędzie wspaniale wszystko oświetlały.
Draconie Malfoy’u zdobyłeś właśnie u mnie ogromnego plusa.
-Co o tym wszystkim myślisz?- spytał mnie wspominany chłopak z widocznym zainteresowaniem.
Na chwilę oderwałam wzrok od cudownego widoku, by spojrzeć na Malfoy’a.
-Chciałabym Ci bardzo podziękować- zaczęłam. Zawsze o tym marzyłam, Draco i nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam tak… tak szczęśliwa- po tych słowach spojrzał na mnie tak cudownym wzrokiem, że moje serce chyba zatrzymało się na chwilę.
Gdy odwrócił swoje spojrzenie, mimowolnie zrobiłam to samo- w naszą stronę zbliżał się kelner. Zezłościło mnie to trochę, bo przerwał tą krótką chwilę, podczas której Malfoy z zimnego drania przemienił się w księcia z bajki- mojego księcia.
-Czy zdecydowali się już państwo na coś?- spytał mężczyzna z czarującym uśmiechem.
-Hermiona?- to mnie Draco oddał pałeczkę.
Spojrzałam na menu i spośród różnych dań, wybrałam to, którego nazwa najbardziej przypadła mi do gustu.
-Poproszę danie z numerem 37- powiedziała z uśmiechem do kelnera.
-Imagine dragons, bardzo dobry wybór- odpowiedział mi mężczyzna również z uśmiechem.
Draco, słysząc nazwę potrawy wybuchnął śmiechem. No tak, smoki. Policzki zapiekły mnie i poczułam, że się czerwienię.
-Dla mnie to samo- powiedział Malfoy, szczerząc się jak idiota.
Kelner patrzył to na niego, to na mnie nie rozumiejąc ani wesołości Draco, ani mojego zawstydzenia, ale się nie odzywał.
-Mogę do tego zaproponować czerwone wino- powiedział po chwili, cały czas się uśmiechając.
Draco spojrzał na mnie i pytająco uniósł brwi. Kiwnęłam więc głową, a następnie spojrzałam na kelnera.
-Tak poprosimy to wino- powiedział Draco do mężczyzny, nie obrzucając go ani jednym spojrzeniem.
Kelner pokiwał głową, podziękował i odszedł, zabierając ze sobą karty dań. Spojrzałam na Malfoy’a, który wpatrywał się we mnie z taką intensywnością, że po krótkiej chwili musiałam odwrócić wzrok. Skierowałam go na miasto, które zachwycało swym urokiem
-Możesz mi opowiedzieć coś o sobie?- odezwał się Draco, a ja spojrzałam na niego zaskoczona.
-Czym się zajmujesz, gdzie mieszkasz i tym podobne. Od zakończenia wojny nie mieliśmy ze sobą kontaktu, dlatego wiem o Tobie bardzo mało, chociaż chciałbym wiedzieć więcej- zakończył swoją wypowiedź, a mi wzruszenie ścisnęło gardło.
Nic nie mogłam poradzić na to, jak na mnie działał, choćbym nie wiem jak bardzo chciała.










sobota, 11 maja 2013

Rozdział 28.

Na początek kilka ogłoszeń parafialnych ;)
Ponieważ dla tego bloga przewiduję jeszcze tylko kilka rozdziałów, a przyzwyczaiłam się, że (może nie systematycznie) prowadzę bloga, piszę, wymyślam. Przyzwyczaiłam się do Was wszystkich, dlatego postanowiłam założyć kolejnego bloga Dramione. Historia będzie inna (a taką mam przynajmniej nadzieję) niż ta przedstawiona na tym blogu, również moi bohaterowie i ich uczucia będą inni niż Ci tutaj. Mam nadzieję, że przypadnie Wam on do gustu, dlatego zapraszam Was tutaj: http://ich-historia-draco-hermiona.blogspot.com/ , już dzisiaj pojawi się tam prolog ;) A teraz zapraszam Was na ciąg dalszy tej historii.

                                                                       ~*~



Korytarz był długi, ale przytulny, tak jak reszta tego budynku. Mijałam kolejne drzwi, szukając gabinetu Malfoy’a, a serce mimo woli biło mi coraz szybciej. Nagle z drzwi po lewej ktoś wyszedł. Konkretny ktoś. Ktoś kogo szukałam.
Zdziwił się na mój widok i to bardzo, ale już po chwili na jego twarzy pojawił się tak uwielbiany przeze mnie uśmiech.
-Co Ty tu robisz, Hermiono?- spytał, po czym ruchem ręki zaprosił mnie do swojego gabinetu.
Rozejrzałam się szybko po jego miejscu pracy, które- muszę przyznać, bardzo przypadło mi do gustu.
-Chciałam porozmawiać. Dokończyć temat, który rozpoczęliśmy.. Rozpocząłeś- dokończyłam kulawo, widząc uniesioną brew Malfoy’a.
-Napijesz się czegoś?- spytał, jednocześnie odsuwając mi krzesło, bym mogła usiąść. Gdy już usiadłam w wygodnym, skórzanym fotelu, Draco obszedł biurko i usiadł, zapewne na swoim stałym miejscu.
-Nie, dziękuję- powiedziałam, czując że coraz trudniej utrzymać mi głos w ryzach. Wtedy, w samolocie powiedziałeś..
-Wiem, co mówiłem, Granger- przerwał mi. Na chwilę zamilkłam, oschłość jego głosu, jak i sama wypowiedź nie nastrajały mnie do wyznania uczuć.
-Nie musiałaś się fatygować i tu przychodzić tylko po to, by mnie o tym poinformować- dodał, ale jego głos stracił na oschłości.
Wtedy zrozumiałam. Draco myślał, że chcę go odrzucić. To właśnie wywnioskowałam z jego zachowania. Czy mógł aż tak to przeżywać?
-Myślisz, że..? –zaczęłam, ale po chwili zamilkłam- nie chciałam o to pytać.
-Przyszłam tu, by Ci powiedzieć, że.. Potrzebuję Cię, Draco.
Nigdy, podczas tych wszystkich lat naszej znajomości- zarówno tej „dobrej” jak i „złej”, nie widziałam Malfoy’a tak zdziwionego. Korzystając z tego, postanowiłam dokończyć to, co zaczęłam, chociaż serce biło mi nierównym rytmem, a moje kolana i ręce trzęsły się niemiłosiernie.
-Odkąd wyruszyliśmy razem na wyprawę, a później walczyliśmy przeciw Voldemort’owi.. Stałeś mi się bliższy. Nigdy nie sądziłam, że po tylu latach wzajemnej niechęci, by nie powiedzieć nienawiści będziemy w stanie nawiązać poprawne relacje. A jednak stało się coś więcej. Stałeś się częścią mojego życia. Nie wiem, czy to jest część, która jest niezbędna, ale w chwili obecnej jesteś mi o wiele bardziej potrzebny niż wcześniej. Nie wiem, czy czuję do Ciebie coś więcej niż tylko egoistyczną potrzebę posiadania Cię, ale chciałabym, byś był obok mnie.
Czy naprawdę ja to powiedziałam? Kolejny raz pojawił się instynkt ucieczki. Pójście na łatwiznę. Mimo to, siedziałam tam dalej wpatrując się z okno- na spojrzenia na Dracona zabrakło mi odwagi.
-Nigdy nie sądziłem, że usłyszę takie słowa z Twoich ust i to skierowane w moją stronę. Chociaż miejsce nie jest do końca odpowiednie na takie spotkania…- powiedział, uśmiechając się łobuzersko. 
-Jakby samolot był odpowiedniejszym miejscem- dopowiedziałam, nie mogąc się powstrzymać.
-Granger, czy mogłabyś choć raz mi nie przerywać?- uniosłam lekko głowę i pokiwałam nią, chociaż niechętnie. Moje odruchy i uczucia były w tym momencie nieprzewidywalne nawet dla mnie.
-Jesteś dla mnie ważna, ale to już wiesz. Chciałabym, byś wiedziała też, że chociaż się zmieniłem, a przynajmniej mam taką nadzieją, to jednak moja przeszłość wciąż we mnie żyje. Nie wiem, czy uda mi się do końca pozbyć tego wszystkiego, co wpajano mi od początku. Wiesz też, że na moim lewym przedramieniu cały czas pozostaje Mroczny Znak.. Śmierciożercą zostanę już do końca życia, Hermiono.
Ostatnie zdanie mną wstrząsnęło, choć przecież zdawałam sobie sprawę z tego już wcześniej. Nie zdążyłam jednak odpowiedzieć na jego wyznanie, ponieważ ktoś zapukał do drzwi jego gabinetu.
-Proszę- rozległ się głos Malfoya, który jak mi się zdawało, był przesycony złością. Do środka weszła całkiem ładna, długonoga blondynka w eleganckim stroju.
-Draco, Pan Smith czeka już od półgodziny, zaczyna się niecierpliwić.
-Cholera, zupełnie o nim zapomniałem- powiedział Malfoy, w ogóle nie spoglądając na kobietę.
-Powiedz mu, że przyjmę go za pięć minut.
Na jego słowa skinęła jedynie głową i wyszła.
-Przepraszam, ale to jeden z moich najważniejszych klientów i muszę się nim zająć- powiedział Malfoy, rzucając na mnie co jakiś czas spojrzenie swoich hipnotyzujących oczu.
-To ja powinnam Cię przepraszać, odwiedziłam Cię tutaj w godzinach pracy.
-Może..- zaczął Malfoy, widząc, że już podniosłam się z mojego miejsca- Może dałabyś zaprosić się jutro na kolację?- spoglądałam na niego niedowierzając. Kolejny raz mnie zaskoczył. – Będziemy mogli dokończyć przerwaną nam rozmowę- dokończył z uśmiechem, od którego zmiękły mi kolana. Muszę chyba popracować nad panowaniem nad sobą i moimi odruchami.
-Bardzo chętnie- odpowiedziałam z uśmiechem, a następnie ruszyłam w stronę drzwi, które Draco przede mną otworzył.
-Do zobaczenia-powiedział z uśmiechem, którego powinni zakazać.
-Do zobaczenia, Draco- powiedziałam z pewnym opóźnieniem. –Masz naprawdę ładną współpracownicę- powiedziałam na zakończenie z przekąsem.
-Wiem, ale jednak wolę brunetki- krzyknął za mną, gdy kroczyłam już korytarzem ku wyjściu. Kilka słów, które wypowiedział na zakończenie sprawiły, że z mojej twarzy do końca tego dnia nie schodził uśmiech. 




piątek, 3 maja 2013

Rozdział 27.



                                                               ~*~


Zegar stojący obok kominka wskazywał godzinę 23:30. Wpatrywałam się w leżącą przede mną małą karteczkę z Jego adresem. Wiedziałam, że po tym co od niego usłyszałam to ja musiałam wykonać jakiś krok. Coś kazało mi uciec. Przecież to było takie proste. Uciekałam już od niego tyle razy, że można to było nazwać tradycją. Nie chciałam, by mnie skrzywdził, bałam się tego. Jednakże miłość zawsze wiąże się z cierpieniem, czy więc nie bałam się miłości?
Myśli tłukły się w mojej głowie a ja mimo to nie mogłam skonstruować jakiejś jednej- sensownej. Nie chciałam odwlekać tego w nieskończoność, bo po pierwsze: im więcej czasu bym nad tym myślała, tym bardziej bym się w tym gubiła, a po drugie: Malfoy nie był i nie będzie typem chłopaka, który będzie czekał w nieskończoność na jedną dziewczynę. Co mi więc pozostało?
Oczy zaczęły kleić mi się ze zmęczenia- miałam za sobą naprawdę ciężki dzień. Podjęłam więc decyzję, by pójść już spać. Była to decyzja błaha i nie miała większego wpływu na moje życie, ale czułam się naprawdę dumna, że ją podjęłam. Pozwalało mi to uwierzyć, że w związku z Draconem też w końcu podejmę jakąś sensowną decyzję.
Myślałam, że zasnę gdy tylko moja głowa dotknie poduszki- tak się jednak nie stało. Przewracałam się z boku na bok, a sen- mimo mojego zmęczenia, nie chciał nadejść. Nigdy nie miałam takich trudności z podjęciem decyzji. Zawsze kroczyłam wyznaczonymi i wytartymi ścieżkami. Odkąd jednak Malfoy zagościł w moim życiu, pojawiło się w nim wiele rozwidleń. Nowe drogi, nieznane, które mogły wprowadzić do mojego życia wiele wspaniałych chwil i ukazać mi nowe, nowe dla mnie doznania. Czy jednak wybranie nowych dróg nie było równoznaczne z porzuceniem starych? Tego też się bałam- zmian. Ale czy zmiany nie są częścią naszego życia tak, jak śmierć? Trudno mi to ocenić.
W mojej głowie echem odbijały się pytania, na które na razie nie znałam odpowiedzi- nie wiem, czy kiedykolwiek je poznam. Nurtowało mnie coś jeszcze, coś bardzo istotnego. Czy on naprawdę się zmienił? Bałam się, że może on po pewnym czasie wrócić do starych zwyczajów i zachowań- tych których tak nienawidziłam. Tych, o których pragnęłam zapomnieć ale nie potrafiłam. Ludzie już tacy są- mają głupi zwyczaj pamiętania o rzeczach, o których nie powinni pamiętać.

Obudziłam się, gdy zegar elektroniczny stojący na szafce nocnej wskazywał 7:30. Nie pamiętałam, kiedy zasnęłam ale nie było to istotne- podeszłam do okna pełna chęci do wykonania kolejnych kroków, które mogły zapisać się złotymi literami w mojej własnej Księdze Życia. Noc i sen sprowadziły na mnie coś w rodzaju oczyszczenia i ukojenia. A decyzja, nad którą tak długo się głowiłam podjęła się sama. Już wcześniej postanowiłam, że jakąkolwiek decyzję podejmę, powiadomię o niej Malfoya osobiście, niezależnie od tego, jaka ona będzie.
Po odrobieniu porannej toalety, już ubrana, poszłam do kuchni. Po szybkim śniadaniu chwyciłam moją torebkę i wyszłam na zalaną słońcem ulicę.
Z torebki wyciągnęłam na chwilę wizytówkę Malfoya, by jeszcze raz spojrzeć na adres jego miejsca pracy, choć wszystkie dane zawarte na tej małej kartce znałam już na pamięć. Dziwiło mnie moje wczorajsze zachowanie. Czy dorosła osoba powinna się tak zachowywać? Te rozmyślania sprawiły, że się zarumieniłam.
 „Dylematy godne małolaty”- rozśmieszył mnie ten rym. Uniosłam lekko głowę i jeszcze raz się zaśmiałam, a to, co planowałam zrobić nie wydawało mi się już w żadnym stopniu straszne.
                                                                 


                                                                ~*~



Draco Malfoy siedział w biurze już od siódmej rano. Przerzucał papiery z jednego miejsca na drugie, wściekły na swojego szefa, który zostawił go samego wśród wielu niedokończonych spraw. O godzinie 9:00 postanowił zrobić sobie krótką przerwę. Popijając kawę zerkał na kartkę, który ktoś pozostawił w jego mieszkaniu po włamaniu., choć jego treść znał na pamięć.


Jeśli myślałeś, głupcze, że to już koniec to się pomyliłeś. Następcy Czarnego Pana powstają, silniejsi niż On i jego poplecznicy. Nie odwracaj się od nas, bo wtedy my odwrócimy się od Ciebie- będzie to miało konsekwencje, które poniesiesz nie tylko Ty, ale i Twoja siostra, przyjaciel i ta mała szlama. Nie próbuj żadnych sztuczek, bo nas nie oszukasz. Niedługo dostaniesz od nas wiadomość, z datą i miejscem naszego spotkania- wierzymy w Twoją inteligencję, więc i w to, że przyjdziesz. Do zobaczenia, Draconie.
                                                                                                                                    ABC.


Nie sądził, że po klęsce Czarnego Pana będzie jeszcze kiedykolwiek odczuwał ten rodzaj strachu. Gdyby chodziło tylko o niego!
Wstał i zaczął spacerować po gabinecie, by choć trochę się uspokoić. Zastanawiał się, co takiego znaczy słowo „niedługo” użyte w liściku. Kilka dni, tydzień, miesiąc? Myślał też nad tym, czy powinien porozmawiać o tej sytuacji z Elizą, Blaisem i Hermioną, bo niewątpliwie chodziło o nich. Czy jednak nie powinien się od nich odwrócić, właśnie teraz? Zadając się z nimi narażał ich na niebezpieczeństwo, a z drugiej strony przecież jakoś musiał ich chronić. W pewnej chwili do głowy wpadła mu pewna myśl, a po chwili wykształcił się z niej całkiem sensowny pomysł. Jednak żeby go zrealizować musiałby odsunąć na bok swoją dumę, uprzedzenia a nawet się przed kimś ugiąć. Czy było go stać na takie poświęcenie w interesie innych? Kiedyś takie rozwiązanie nawet nie przyszłoby mu na myśl. Teraz jednak się zmienił. Bo ludzie mają właśnie taką zaletę- potrafią się zmienić. Choćby nie wiem jakie zbrodnie popełnili potrafią odmienić swój los i odwrócić się od złej przeszłości.


                                                               ~*~


Stanęłam przed ogromnym, szklanym budynkiem i wzięłam kilka głębszych wdechów. Jedna, krótka chwila zawahania i już kroczyłam po miękkim dywanie w ogromnym holu. Podeszłam do kontuaru, za którym siedziała drobna blondynka o nieprzyjemnym wyrazie twarzy.
-Dzień dobry- powiedziałam do niej, mając nadzieję, że to nie jedna z tych jędzowatych recepcjonistek, od których ciężko dowiedzieć się czegokolwiek. Kobieta zamiast odpowiedzieć, tylko wpatrywała się we mnie tępo.
-Chciałam zobaczyć się z Panem Malfoyem- dodałam.
-Była Pani umówiona?- powiedziała jakby recytowała znaną na pamięć formułkę, i chyba właśnie tak było.
-Nie byłam, ale Pan Malfoy na pewno…
-Przykro mi.. Ale mogę zaproponować Pani spotkanie z innym naszym prawnikiem. Jeśli jednak zależy Pani na Panu Malfoy, to mogę Panią umówić na…13 grudnia.
-Przecież to za prawie 5 miesięcy!- cóż, skoro ta lalusia nie chce mi pomóc, sama sobie poradzę. 
-Przykro mi, ale Pan Malfoy jest… Co Pani wyprawia!?- krzyknęła, ale nie zwracałam już na nią uwagi, bo szłam w kierunku wind. Kroczyłam zadowolona ze swojej spostrzegawczości i z tego, że zauważyłam na wiszącej za kontuarem tablicy numer piętra i pokoju, w którym urzęduje Malfoy. Weszłam do windy, wcisnęłam guzik z cyfrą 8 i ruszyłam, by budować swoją przyszłość.