Ciepłe promienie słońca powoli oświetlały sypialnię, by
chwilę później otulać moje ciało. Podniosłam rękę, by przysłonić nią oczy,
które drażniło poranne słońce. Gdy mój wzrok przyzwyczaił się do światła, ja byłam już prawie całkowicie rozbudzona. Uchyliłam
mocniej powieki, a gdy moim oczom ukazało się zarówno obce, jak i dziwnie
znajome wnętrze, wspomnienia uderzyły we mnie. Cudowne wspomnienia, które
sprawiały, że gdy o nich myślałam, moje policzki różowiały. Gdy lekko
ochłonęłam, wysunęłam lewą rękę i położyłam w miejscu, gdzie powinien leżeć
Draco. Zdziwiona obróciłam się, ale tak jak myślałam już wcześniej- jego tam
nie było. Po chwili jednak zauważyłam leżącą obok mnie małą kopertę, na której
starannym pismem wykaligrafowane zostało moje imię. Nie wahając się, zajrzałam
do środka i wyciągnęłam małą karteczkę.
Hermiono!
Przykro mi, że po
tej cudownej nocy musiałaś obudzić się sama. Liczę jednak na to, że mi
wybaczysz- Eliza ma jakiś poważny problem, który nie mógł zaczekać, więc nie
mogłem jej zostawić. Naprawdę bardzo mi przykro.
Na stole w jadalni
czeka na Ciebie śniadanie. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, mój skrzat-
Carmel, jest do Twojej dyspozycji.
Co powiesz na
wspólne gotowanie obiadu? Dzisiaj? U mnie? Może o 16?
Przepraszam za wszystko, wiedz, że już tęsknię.
Twój Draco.
Wciąż powtarzając w
myślach słowa Malfoya „Już tęsknię” i „Twój Draco”, pozbierałam moje rzeczy
leżące w różnych częściach pokoju, a następnie udałam się do łazienki, do
której drzwi zauważyłam po lewej stronie od wejścia. W ogromnej wannie
spędziłam około godziny. Czas ten przeznaczyłam na całkowite uwolnienie się od
wszystkich myśli i, o dziwo, nawet mi się to udało. Odświeżona i już ubrana
postanowiłam udać się na śniadanie, bo mój żołądek pilnie domagał się posiłku.
Nim wyszłam z sypialni machnęłam kilka razy różdżką, którą dziwnym trafem
znalazłam rzuconą w kąt pokoju. Dzięki moim zabiegom, gdy wychodziłam, w pokoju
panował porządek i po tym, co wydarzyło się w nim tej nocy nie pozostał nawet
ślad.
Chwilę błądziłam po
korytarzach, nim odnalazłam wspomnianą przed Draco jadalnię. Przeklinając
Malfoyów za ich miłość do przepychu weszłam do tego pomieszczenia, by w spokoju
zjeść. Wszystko, co znajdowało się na stole pozwoliłoby wykarmić całą rodzinę
Weasleyów i to przez kilka dni. Znajdowało się tam jednak tylko jedno nakrycie,
więc wszystko to przygotowane było z myślą o jednej osobie. Z myślą o mnie.
Gdy tylko usiadłam przy
suto zastawionym stole, jedną ręką sięgnęłam po kielich w sokiem dyniowym, a
drugą po kolejną małą karteczkę, leżącą tym razem na talerzu. Jednoczesne picie
i zaznajomienie się z treścią liściku nie było rozsądne, bo gdy go
przeczytałam, zakrztusiłam się pitym napojem. Gdy wreszcie udało mi się złapać
oddech, odłożyłam kartkę koło talerza i postanowiłam zabrać się wreszcie za
jedzenie. Próbując przekonać samą siebie, że to co przeczytałam nie robi na
mnie żadnego wrażenia, ugryzłam tosta z dżemem. Nie mogłam się jednak
powstrzymać przed rzucaniem spojrzeń na te kilka starannie napisanych słów.
Hermionko,
Jeśli tylko
zechcesz, przez resztę życia mogę dostarczać Ci takie śniadania do łóżka.
Ponownie, Twój Draco.
Gdy skończyłam posiłek
nie za bardzo wiedziałam, co ze sobą zrobić i przed wszystkim, gdzie się udać.
-Carmel?- powiedziałam
więc, i prawie natychmiast przed mną pojawił się lekko zgarbiony skrzat.
Uniósł swoją głowę i
spojrzał na mnie wielkimi oczami.
-Panienka Hermiona?-
spytał lekko skrzekliwym głosem.
Pokiwałam tylko lekko
głową, wpatrując się w skrzata.
-Życzy sobie panienka
czegoś?- zapytał po raz kolejny.
Nim jednak zdążyłam mu
odpowiedzieć, w całym domu zabrzmiał dźwięk dzwonka.
Skrzat poruszył się
niespokojnie, a ja zrozumiałam, że nie wie, czy powinien zostać ze mną i spełniać
moje zachcianki, czy iść otworzyć.
-Proszę, idź otworzyć-
powiedziałam, uśmiechając się do niego.
Skinął głową i zniknął,
by już po chwili otworzyć drzwi.
-Panicza Malfoya nie ma
w domu…- usłyszałam głos skrzata, któremu jednak ktoś przerwał.
-W takim razie
zaczekamy na niego, mamy czas- odpowiedział mu szorstko gość Draco.
Od razu rozpoznałam ten
głos, ale nie mogłam uwierzyć, że z własnej woli przyszedł do jego domu.
-Wiesz, o której wróci
Twój pan?- rozległ się drugi głos, również dobrze mi znany.
Poszłam więc w stronę
miejsca, w którym znajdowali się owi czarodzieje, by przerwać ich znęcanie się
nad niczemu winnym skrzatem.
-Witaj Harry-
powiedziałam, wchodząc do przestronnego salonu Malfoya.
Zarówno on, jak i
towarzyszący mu Ron spojrzeli na mnie zszokowani.
-Co Ty tu robisz?- nie
zdziwiłam się, że tak brzmiały pierwsze słowa wypowiedziane przez Weasleya.
-O to samo mogłabym
zapytać Was- odpowiedziałam szorstko.
Byłam dorosła i zawsze
irytowało mnie takie zachowanie Rudego. Traktował mnie jak dziecko. Co gorsza,
traktował mnie tak, jakbym była jego własnością!
-Mamy sprawę do
Malfoya- tym razem odezwał się Harry- Sprawę nie cierpiącą zwłoki.
-Może moglibyście
powiedzieć mi o co chodzi? Draco prawdopodobnie wróci dopiero za jakieś dwie-
trzy godziny, więc nie widzę sensu w tym, byście czekali..- mówiłam, coraz
bardziej skrępowana całą tą sytuacją. Bądź co bądź, znajdowałam się w domu
Malfoya, w godzinach przedpołudniowych, ubrana dość skąpo…
Chłopacy po moich
słowach spojrzeli po sobie. Zauważyłam w ich oczach niepewność i coś, co nazwać
można było troską.
-Coś się stało,
prawda?- spytałam cicho, siadając na jednym z foteli stojących koło kanapy.
Kolejny raz popatrzyli
po sobie, jakby zmieszani, ale w końcu Harry postanowił przerwać ciszę.
-Dzisiaj, przed ósmą
rano zamaskowani ludzie wtargnęli do domu Zabiniego.
Wstrzymałam oddech,
przerażona. Wstałam i szybko podeszłam do Potter’a. Chciałam, by jak
najszybciej powiedział mi coś więcej, a z drugiej strony bałam się tego.
Potwornie się bałam, że mogę stracić bliską mi osobę.
-Blaise’a nie było w
tym czasie w domu, ale jego żona.. Została potraktowana Crucio, i to nie raz..
Jest w szpitalu, w ciężkim stanie..
Nie chciałam słuchać do
końca. Obok kanapy znalazłam moje buty, pozostawione tam poprzedniego wieczoru,
i jak najszybciej włożyłam je na stopy. Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie.
W ostatnim czasie młoda
Cameron Zabini stała się moją przyjaciółką. Była dla mnie bardzo ważna, a to o
czym mówił Harry w moich uszach zabrzmiało jak wyrok śmierci. Moje
zdenerwowanie i postępującą rozpacz dopełniał fakt, że Blaise i jego żona
spodziewali się dziecka, które na świecie miało pojawić się pięć miesięcy.
Rejestrowałam to, że
Potter i Weasley coś do mnie mówią, ale nie rozumiałam i nie chciałam rozumieć,
co to takiego. W pewnym momencie stało się jednak coś, co mnie ocuciło. W
korytarzu usłyszałam głos, który, choć może zabrzmi to ckliwie, był moim lekiem
na zło.
Usłyszałam, że skrzat
mówi mu coś, szybko i cicho, tak że z ich krótkiej rozmowy wyłapałam tylko
pojedyncze słowa. Gdy młody Malfoy wszedł do salonu, przystanął na widok swoich
dwóch gości. Po chwili spojrzał na mnie i chyba coś w wyrazie mojej twarzy
powiedziało mu, że wydarzyło się coś poważnego.
-Mionka..- powiedział
cicho, a następnie podszedł do mnie i przytulił. Tak zwyczajnie. Bez zbędnych
słów. Wszystkie emocje, które kumulowały się we mnie od dłuższej chwili
postanowiły znaleźć swoje ujście. Trzymał mnie więc w swoich ramionach, a ja
zanosiłam się spazmatycznym płaczem.
Usłyszałam, że ponad
moim ramieniem pytał chłopaków, co się wydarzyło. Słysząc jego szorstki ton
głosu, tak inny od tego, jakim zwracał się do mnie nietrudno było mi wyobrazić
sobie przeszywające spojrzenie, jakim ich obdarzał. Usłyszałam, jak cicho i
spokojnie odpowiadają mu to samo, co wcześniej mówili i mnie. Czułam, jak Draco
napina swoje mięśnie, i jak zaciska swoje dłonie w pięści.
-Natychmiast idziemy do
szpitala- zadecydował po chwili i odsunął się ode mnie, a następnie podszedł do
kominka- No dalej, Hermiona rusz się.
Czułam i słyszałam, jak
stara się panować nad głosem, ale w takich chwilach nawet on nie potrafił
panować nad emocjami.
Pokiwałam głową i wolno
ruszyłam w jego stronę. Gdy odwróciłam się w stronę Harry’ego i Rona, by im
podziękować spostrzegłam, że ich już nie ma. Wyszli, a ja nawet tego nie
zauważyłam. Wzorem Draco weszłam do kominka, a on objął mnie ramieniem i
krzyknął:
-Do Munga!
Po krótkiej chwili
znajdowaliśmy się na parterze szpitala. Chłopak wciąż mnie obejmował, i tak
szliśmy w stronę wind, by następnie znaleźć się na czwartym piętrze. Nie
musieliśmy podchodzić do recepcjonistki, bo zauważyliśmy Zabiniego, siedzącego
przed jedną z sal, z twarzą ukrytą w dłoniach.
-Blaise..- powiedziałam
do niego, a on spojrzał na mnie jakby przez mgłę.
Po chwili wstał i
przytulił mnie, a ja wtuliłam się w niego.
-Straciliśmy go..
–powiedział, a jego ciałem wstrząsnął szloch- Straciliśmy nasze dziecko, Miona…
Nie mam pojęcia, ile
tak staliśmy, ale w pewnym momencie poczułam, że mój przyjaciel odsuwa się ode
mnie. Nigdy nie widziałam go w tak złym stanie. Nigdy też nie czułam się tak
bardzo bezsilna.
-Już jest z nią lepiej-
powiedział cichym, zachrypniętym głosem- Było źle, ale jest już lepiej…
Fizycznie jest lepiej- dokończył.
Ani ja, ani Draco nie
widzieliśmy, co powiedzieć.
-Bracie- powiedział
Malfoy po dłuższej chwili- Musimy teraz pójść do Waszego domu.. Nie, nie
przerywaj mi- kontynuował, nie dając przyjacielowi dojść do słowa- Czekają tam
Ciebie Potter, Weasley i inni aurorzy z którymi musisz porozmawiać! Nie martw
się o nią- powiedział, pokazując palcem na drzwi- Miona zaopiekuje się
Cameron.
Zabini spoglądał raz na
mnie, raz na Draco, a następnie pokiwał głową.
-Pójdę jej tylko
powiedzieć, że niedługo wrócę.
Gdy zniknął za drzwiami
opadłam na krzesło. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, przez co oni muszą teraz
przechodzić. Nie potrafiłam wstać i choć spróbować pomóc im w jakikolwiek
sposób. Czułam się tak bezbronna jak wiele lat temu, w innym życiu, gdy
McGonagall zakładała mi na głowę tiarę przydziału. Wtedy jednak wszystko było
prostsze. Teraz natomiast znalazłam się w sytuacji, z której nie było wyjścia.
Było tylko cierpienie, rozpacz, ból i niewyobrażalna strata. Wszystko, co
wydarzyło się poprzedniego dnia między mną i Draco przestało mieć znaczenie.
Chwile szczęścia zawsze przemijają. My nie byliśmy żadnym wyjątkiem i
rzeczywistość przypomniała nam o tym w najgorszy z możliwych sposobów.
Draco i Blaise wrócili
po dwóch godzinach. Cały ten czas, gdy ich nie było spędziłam na bezsensownym
patrzeniu się na zegar wiszący na ścianie. Gdy wrócili, Zabini natychmiast udał
się do pokoju, w którym leżała jego żona. Malfoy natomiast podszedł do mnie i
ukucnął przy krześle, na którym siedziałam.
-Wróć ze mną do domu,
Mionka- powiedział cichym, lekko zachrypniętym głosem.
On także bardzo
przeżywał to wszystko, od razu dawało się to zauważyć.
-Ale Cameron i. ..-
zaczęłam, ale Draco natychmiast mi przerwał.
-Będzie teraz przy
niej, nic tu po nas.. Przynajmniej dzisiaj.
Spojrzałam w jego oczy,
i coś widoczne w nich sprawiło, że wstałam.
-Chciałabym się z nimi
pożegnać- powiedziałam do niego cicho, a on jedynie pokiwał głową i już chwilę
później otwierał przede mną drzwi do sali, w której leżała pani Zabini.
Jej łóżko stało przy
oknie. Przykryta była cienką, białą kołdrą. Tym, co najbardziej rzucało się w
oczy była jej twarz. Lekko poszarzała, z rozcięciem na prawym policzku i na
ustach. Wzrok przyciągały też jej oczy. Przekrwione, i takie bez wyrazu, jakby
puste. Podeszłam do niej wolno, a ona obrzuciła tylko mnie i Malfoya krótkim
spojrzeniem i odwróciła głowę w stronę okna.
-Nie chcę nikogo
widzieć- powiedziała bardzo cicho, patrząc na Blaisa.
Ten spojrzał tylko na
nas przepraszającym spojrzeniem, a następnie powiedział, że nas odprowadzi. Nim
wyszliśmy z sali spojrzałam ostatni raz na Cameron , ale ona tego nie
zauważyła- wpatrywała się tępo w lekko już szarzejące niebo za oknem.
-Dziękuję Wam, za
wszystko- powiedział cicho Blaise, gdy wyszliśmy.
-Nie masz za co
dziękować, Diable- powiedział Draco, nim zdążyłam się odezwać- Pamiętaj, że
możesz na mnie liczyć o każdej porze
dnia i nocy. Pamiętaj- podkreślił, a Blaise wygiął usta w czymś przypominającym
uśmiech i mocno uścisnął dłoń przyjaciela.
-Gdyby coś się działo,
wiesz gdzie mnie znaleźć- powiedziałam równie cicho jak Zabini, a następnie
mocno go przytuliłam. Gdy się od niego odsunęłam rzucił tylko ‘do zobaczenia’ i
wrócił do sali. Staliśmy jeszcze chwilę na korytarzu, jakby w oczekiwaniu na
coś.
-Hermiona? Co Ty tu
robisz?- usłyszałam i zanim się odwróciłam już wiedziałam, do kogo należy ten
głos.
-Witaj, Steave-
powiedziałam ze sztucznym uśmiechem, w środku jednak przeklinając się za to, że
się nie pospieszyłam, i nie wyszliśmy stąd wcześniej.
-Długo Cię nie było u
nas na oddziale- powiedział, a uśmiech nie schodził z jego twarzy.
Zauważyłam, że Draco
bacznie się nam przygląda, jakby chciał wiedzieć, czy łączy nas tylko zwykła
znajomość, czy coś więcej. Cóż, chyba będę musiała mu później wytłumaczyć, że
Steave’a poznałam gdy oboje zaczynaliśmy pracę w Mungu, i niedługo po tym
zostaliśmy parą. Po naszym rozstaniu, które nastąpiło zaskakująco szybko
próbowaliśmy jeszcze kilka razy. Nie mogłam się jednak oszukiwać, że robię to
dlatego, że mi na nim zależy. Wracałam do niego tylko dlatego, że potrzebowałam
mężczyzny- jakiekolwiek mężczyzny, który mógłby pomóc mi wypełnić pustkę w moim
sercu.
-Jakoś nie było okazji-
powiedziałam z uśmiechem prawie tak samo szerokim jak jego.
-Przepraszam Cię, ale
muszę teraz zajrzeć do mojej pacjentki- powiedział ze skruchą i jakby żalem-
Mam jednak nadzieję, że spotkamy się niedługo?
-Jeśli uda mi się
znaleźć czas- odpowiedziałam wymijająco, a następnie po krótkim pożegnaniu
ruszyłam w stronę wyjścia.
-Jakiś bliski znajomy?-
spytał Draco, gdy czekaliśmy na windę.
Poczułam, że się
czerwienię, ale postanowiłam nie tchórzyć i spojrzałam mu w oczy.
-Już nie-
odpowiedziałam i wsiadłam do winy, która właśnie przyjechała.
Po wyjściu ze szpitala
Draco chwycił mnie za rękę, a ja poczułam, że rozpacz i złość do całego świata,
jaka we mnie kiełkowała, powoli odpuszcza.
Gdy doszliśmy do
jakiejś małej uliczki zrozumiałam, że tym krótkim spacerem Draco dał mi czas,
bym się uspokoiła. Przed teleportacją spojrzałam mu w oczy mając nadzieję, że
wyczyta z nich moje nieme podziękowania. Chyba tak było, bo uśmiechnął się do
mnie delikatnie, a chwilę później odczułam ucisk towarzyszący teleportacji.
Wylądowaliśmy w jego
salonie, ale on uparcie trzymał mnie dalej. Po chwili zbliżył się jeszcze
bardziej, a jego usta odszukały moje. Ten pocałunek różnił się od tych, którymi
obdarowywał mnie wczoraj. Był bardzo delikatny, ale równocześnie pełen troski,
i dziwnej zaborczości. Oderwał na chwilę swoje usta od moich, co skomentowałam
cichym westchnięciem.
-Powinnaś się położyć-
powiedział cicho, wciąż stojąc blisko mnie- To był ciężki dzień i obawiam się,
że jutrzejszy będzie taki sam.
-Powinnam wrócić do
siebie- powiedziałam, choć tak naprawdę nie pragnęłam niczego innego niż to,
bym mogła z nim zostać.
-Nie ma mowy-
powiedział stanowczo, odsuwając się ode mnie.
-A jeśli chodzi o Twoje
ubranie- powiedział widząc, że chcę
ponownie się odezwać- To jeśli nie będzie Ci to przeszkadzało, to mam tu
ubrania mojej matki, mogłyby na Ciebie pasować…- przerwał nagle, a ja
zrozumiałam, że mimo upływu czasu strata Narcyzy wciąż go boli.
-Nie będzie-
powiedziałam cicho, a on ponownie złapał moją dłoń.
-Chodź, zaprowadzę Cię
do jej garderoby.
Nie mając innego wyboru
i równocześnie nie chcąc mieć takowego, poszłam za nim.