środa, 19 czerwca 2013

Rozdział 31.

Ciepłe promienie słońca powoli oświetlały sypialnię, by chwilę później otulać moje ciało. Podniosłam rękę, by przysłonić nią oczy, które drażniło poranne słońce. Gdy mój wzrok przyzwyczaił się do światła,  ja byłam już prawie całkowicie rozbudzona. Uchyliłam mocniej powieki, a gdy moim oczom ukazało się zarówno obce, jak i dziwnie znajome wnętrze, wspomnienia uderzyły we mnie. Cudowne wspomnienia, które sprawiały, że gdy o nich myślałam, moje policzki różowiały. Gdy lekko ochłonęłam, wysunęłam lewą rękę i położyłam w miejscu, gdzie powinien leżeć Draco. Zdziwiona obróciłam się, ale tak jak myślałam już wcześniej- jego tam nie było. Po chwili jednak zauważyłam leżącą obok mnie małą kopertę, na której starannym pismem wykaligrafowane zostało moje imię. Nie wahając się, zajrzałam do środka i wyciągnęłam małą karteczkę.


Hermiono!
Przykro mi, że po tej cudownej nocy musiałaś obudzić się sama. Liczę jednak na to, że mi wybaczysz- Eliza ma jakiś poważny problem, który nie mógł zaczekać, więc nie mogłem jej zostawić. Naprawdę bardzo mi przykro.
Na stole w jadalni czeka na Ciebie śniadanie. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, mój skrzat- Carmel,  jest do Twojej dyspozycji.
Co powiesz na wspólne gotowanie obiadu? Dzisiaj? U mnie? Może o 16?
Przepraszam za wszystko, wiedz, że już tęsknię.
                               Twój Draco.



Wciąż powtarzając w myślach słowa Malfoya „Już tęsknię” i „Twój Draco”, pozbierałam moje rzeczy leżące w różnych częściach pokoju, a następnie udałam się do łazienki, do której drzwi zauważyłam po lewej stronie od wejścia. W ogromnej wannie spędziłam około godziny. Czas ten przeznaczyłam na całkowite uwolnienie się od wszystkich myśli i, o dziwo, nawet mi się to udało. Odświeżona i już ubrana postanowiłam udać się na śniadanie, bo mój żołądek pilnie domagał się posiłku. Nim wyszłam z sypialni machnęłam kilka razy różdżką, którą dziwnym trafem znalazłam rzuconą w kąt pokoju. Dzięki moim zabiegom, gdy wychodziłam, w pokoju panował porządek i po tym, co wydarzyło się w nim tej nocy nie pozostał nawet ślad.
Chwilę błądziłam po korytarzach, nim odnalazłam wspomnianą przed Draco jadalnię. Przeklinając Malfoyów za ich miłość do przepychu weszłam do tego pomieszczenia, by w spokoju zjeść. Wszystko, co znajdowało się na stole pozwoliłoby wykarmić całą rodzinę Weasleyów i to przez kilka dni. Znajdowało się tam jednak tylko jedno nakrycie, więc wszystko to przygotowane było z myślą o jednej osobie. Z myślą o mnie.
Gdy tylko usiadłam przy suto zastawionym stole, jedną ręką sięgnęłam po kielich w sokiem dyniowym, a drugą po kolejną małą karteczkę, leżącą tym razem na talerzu. Jednoczesne picie i zaznajomienie się z treścią liściku nie było rozsądne, bo gdy go przeczytałam, zakrztusiłam się pitym napojem. Gdy wreszcie udało mi się złapać oddech, odłożyłam kartkę koło talerza i postanowiłam zabrać się wreszcie za jedzenie. Próbując przekonać samą siebie, że to co przeczytałam nie robi na mnie żadnego wrażenia, ugryzłam tosta z dżemem. Nie mogłam się jednak powstrzymać przed rzucaniem spojrzeń na te kilka starannie napisanych słów.


Hermionko,
Jeśli tylko zechcesz, przez resztę życia mogę dostarczać Ci takie śniadania do łóżka.
                                                                                                 Ponownie, Twój Draco.  


Gdy skończyłam posiłek nie za bardzo wiedziałam, co ze sobą zrobić i przed wszystkim, gdzie się udać.
-Carmel?- powiedziałam więc, i prawie natychmiast przed mną pojawił się lekko zgarbiony skrzat.
Uniósł swoją głowę i spojrzał na mnie wielkimi oczami.
-Panienka Hermiona?- spytał lekko skrzekliwym głosem.
Pokiwałam tylko lekko głową, wpatrując się w skrzata.
-Życzy sobie panienka czegoś?- zapytał po raz kolejny.
Nim jednak zdążyłam mu odpowiedzieć, w całym domu zabrzmiał dźwięk dzwonka.
Skrzat poruszył się niespokojnie, a ja zrozumiałam, że nie wie, czy powinien zostać ze mną i spełniać moje zachcianki, czy iść otworzyć.
-Proszę, idź otworzyć- powiedziałam, uśmiechając się do niego.
Skinął głową i zniknął, by już po chwili otworzyć drzwi.
-Panicza Malfoya nie ma w domu…- usłyszałam głos skrzata, któremu jednak ktoś przerwał.
-W takim razie zaczekamy na niego, mamy czas- odpowiedział mu szorstko gość Draco.
Od razu rozpoznałam ten głos, ale nie mogłam uwierzyć, że z własnej woli przyszedł do jego domu.
-Wiesz, o której wróci Twój pan?- rozległ się drugi głos, również dobrze mi znany.
Poszłam więc w stronę miejsca, w którym znajdowali się owi czarodzieje, by przerwać ich znęcanie się nad niczemu winnym skrzatem.
-Witaj Harry- powiedziałam, wchodząc do przestronnego salonu Malfoya.
Zarówno on, jak i towarzyszący mu Ron spojrzeli na mnie zszokowani.
-Co Ty tu robisz?- nie zdziwiłam się, że tak brzmiały pierwsze słowa wypowiedziane przez Weasleya.
-O to samo mogłabym zapytać Was- odpowiedziałam szorstko.
Byłam dorosła i zawsze irytowało mnie takie zachowanie Rudego. Traktował mnie jak dziecko. Co gorsza, traktował mnie tak, jakbym była jego własnością!
-Mamy sprawę do Malfoya- tym razem odezwał się Harry- Sprawę nie cierpiącą zwłoki.
-Może moglibyście powiedzieć mi o co chodzi? Draco prawdopodobnie wróci dopiero za jakieś dwie- trzy godziny, więc nie widzę sensu w tym, byście czekali..- mówiłam, coraz bardziej skrępowana całą tą sytuacją. Bądź co bądź, znajdowałam się w domu Malfoya, w godzinach przedpołudniowych, ubrana dość skąpo…
Chłopacy po moich słowach spojrzeli po sobie. Zauważyłam w ich oczach niepewność i coś, co nazwać można było troską.
-Coś się stało, prawda?- spytałam cicho, siadając na jednym z foteli stojących koło kanapy.
Kolejny raz popatrzyli po sobie, jakby zmieszani, ale w końcu Harry postanowił przerwać ciszę.
-Dzisiaj, przed ósmą rano zamaskowani ludzie wtargnęli do domu Zabiniego.
Wstrzymałam oddech, przerażona. Wstałam i szybko podeszłam do Potter’a. Chciałam, by jak najszybciej powiedział mi coś więcej, a z drugiej strony bałam się tego. Potwornie się bałam, że mogę stracić bliską mi osobę.
-Blaise’a nie było w tym czasie w domu, ale jego żona.. Została potraktowana Crucio, i to nie raz.. Jest w szpitalu, w ciężkim stanie..
Nie chciałam słuchać do końca. Obok kanapy znalazłam moje buty, pozostawione tam poprzedniego wieczoru, i jak najszybciej włożyłam je na stopy. Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie.
W ostatnim czasie młoda Cameron Zabini stała się moją przyjaciółką. Była dla mnie bardzo ważna, a to o czym mówił Harry w moich uszach zabrzmiało jak wyrok śmierci. Moje zdenerwowanie i postępującą rozpacz dopełniał fakt, że Blaise i jego żona spodziewali się dziecka, które na świecie miało pojawić się pięć miesięcy.
Rejestrowałam to, że Potter i Weasley coś do mnie mówią, ale nie rozumiałam i nie chciałam rozumieć, co to takiego. W pewnym momencie stało się jednak coś, co mnie ocuciło. W korytarzu usłyszałam głos, który, choć może zabrzmi to ckliwie, był moim lekiem na zło.
Usłyszałam, że skrzat mówi mu coś, szybko i cicho, tak że z ich krótkiej rozmowy wyłapałam tylko pojedyncze słowa. Gdy młody Malfoy wszedł do salonu, przystanął na widok swoich dwóch gości. Po chwili spojrzał na mnie i chyba coś w wyrazie mojej twarzy powiedziało mu, że wydarzyło się coś poważnego.
-Mionka..- powiedział cicho, a następnie podszedł do mnie i przytulił. Tak zwyczajnie. Bez zbędnych słów. Wszystkie emocje, które kumulowały się we mnie od dłuższej chwili postanowiły znaleźć swoje ujście. Trzymał mnie więc w swoich ramionach, a ja zanosiłam się spazmatycznym płaczem.
Usłyszałam, że ponad moim ramieniem pytał chłopaków, co się wydarzyło. Słysząc jego szorstki ton głosu, tak inny od tego, jakim zwracał się do mnie nietrudno było mi wyobrazić sobie przeszywające spojrzenie, jakim ich obdarzał. Usłyszałam, jak cicho i spokojnie odpowiadają mu to samo, co wcześniej mówili i mnie. Czułam, jak Draco napina swoje mięśnie, i jak zaciska swoje dłonie w pięści.
-Natychmiast idziemy do szpitala- zadecydował po chwili i odsunął się ode mnie, a następnie podszedł do kominka- No dalej, Hermiona rusz się.
Czułam i słyszałam, jak stara się panować nad głosem, ale w takich chwilach nawet on nie potrafił panować nad emocjami.
Pokiwałam głową i wolno ruszyłam w jego stronę. Gdy odwróciłam się w stronę Harry’ego i Rona, by im podziękować spostrzegłam, że ich już nie ma. Wyszli, a ja nawet tego nie zauważyłam. Wzorem Draco weszłam do kominka, a on objął mnie ramieniem i krzyknął:
-Do Munga!
Po krótkiej chwili znajdowaliśmy się na parterze szpitala. Chłopak wciąż mnie obejmował, i tak szliśmy w stronę wind, by następnie znaleźć się na czwartym piętrze. Nie musieliśmy podchodzić do recepcjonistki, bo zauważyliśmy Zabiniego, siedzącego przed jedną z sal, z twarzą ukrytą w dłoniach.
-Blaise..- powiedziałam do niego, a on spojrzał na mnie jakby przez mgłę. 
Po chwili wstał i przytulił mnie, a ja wtuliłam się w niego.
-Straciliśmy go.. –powiedział, a jego ciałem wstrząsnął szloch- Straciliśmy nasze dziecko, Miona…
Nie mam pojęcia, ile tak staliśmy, ale w pewnym momencie poczułam, że mój przyjaciel odsuwa się ode mnie. Nigdy nie widziałam go w tak złym stanie. Nigdy też nie czułam się tak bardzo bezsilna.
-Już jest z nią lepiej- powiedział cichym, zachrypniętym głosem- Było źle, ale jest już lepiej… Fizycznie jest lepiej- dokończył.
Ani ja, ani Draco nie widzieliśmy, co powiedzieć.
-Bracie- powiedział Malfoy po dłuższej chwili- Musimy teraz pójść do Waszego domu.. Nie, nie przerywaj mi- kontynuował, nie dając przyjacielowi dojść do słowa- Czekają tam Ciebie Potter, Weasley i inni aurorzy z którymi musisz porozmawiać! Nie martw się o nią- powiedział, pokazując palcem na drzwi- Miona zaopiekuje się Cameron. 
Zabini spoglądał raz na mnie, raz na Draco, a następnie pokiwał głową.
-Pójdę jej tylko powiedzieć, że niedługo wrócę.
Gdy zniknął za drzwiami opadłam na krzesło. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, przez co oni muszą teraz przechodzić. Nie potrafiłam wstać i choć spróbować pomóc im w jakikolwiek sposób. Czułam się tak bezbronna jak wiele lat temu, w innym życiu, gdy McGonagall zakładała mi na głowę tiarę przydziału. Wtedy jednak wszystko było prostsze. Teraz natomiast znalazłam się w sytuacji, z której nie było wyjścia. Było tylko cierpienie, rozpacz, ból i niewyobrażalna strata. Wszystko, co wydarzyło się poprzedniego dnia między mną i Draco przestało mieć znaczenie. Chwile szczęścia zawsze przemijają. My nie byliśmy żadnym wyjątkiem i rzeczywistość przypomniała nam o tym w najgorszy z możliwych sposobów.



Draco i Blaise wrócili po dwóch godzinach. Cały ten czas, gdy ich nie było spędziłam na bezsensownym patrzeniu się na zegar wiszący na ścianie. Gdy wrócili, Zabini natychmiast udał się do pokoju, w którym leżała jego żona. Malfoy natomiast podszedł do mnie i ukucnął przy krześle, na którym siedziałam.
-Wróć ze mną do domu, Mionka- powiedział cichym, lekko zachrypniętym głosem.
On także bardzo przeżywał to wszystko, od razu dawało się to zauważyć.
-Ale Cameron i. ..- zaczęłam, ale Draco natychmiast mi przerwał.
-Będzie teraz przy niej, nic tu po nas.. Przynajmniej dzisiaj.
Spojrzałam w jego oczy, i coś widoczne w nich sprawiło, że wstałam.
-Chciałabym się z nimi pożegnać- powiedziałam do niego cicho, a on jedynie pokiwał głową i już chwilę później otwierał przede mną drzwi do sali, w której leżała pani Zabini.
Jej łóżko stało przy oknie. Przykryta była cienką, białą kołdrą. Tym, co najbardziej rzucało się w oczy była jej twarz. Lekko poszarzała, z rozcięciem na prawym policzku i na ustach. Wzrok przyciągały też jej oczy. Przekrwione, i takie bez wyrazu, jakby puste. Podeszłam do niej wolno, a ona obrzuciła tylko mnie i Malfoya krótkim spojrzeniem i odwróciła głowę w stronę okna.
-Nie chcę nikogo widzieć- powiedziała bardzo cicho, patrząc na Blaisa.
Ten spojrzał tylko na nas przepraszającym spojrzeniem, a następnie powiedział, że nas odprowadzi. Nim wyszliśmy z sali spojrzałam ostatni raz na Cameron , ale ona tego nie zauważyła- wpatrywała się tępo w lekko już szarzejące niebo za oknem.
-Dziękuję Wam, za wszystko- powiedział cicho Blaise, gdy wyszliśmy.
-Nie masz za co dziękować, Diable- powiedział Draco, nim zdążyłam się odezwać- Pamiętaj, że możesz  na mnie liczyć o każdej porze dnia i nocy. Pamiętaj- podkreślił, a Blaise wygiął usta w czymś przypominającym uśmiech i mocno uścisnął dłoń przyjaciela.
-Gdyby coś się działo, wiesz gdzie mnie znaleźć- powiedziałam równie cicho jak Zabini, a następnie mocno go przytuliłam. Gdy się od niego odsunęłam rzucił tylko ‘do zobaczenia’ i wrócił do sali. Staliśmy jeszcze chwilę na korytarzu, jakby w oczekiwaniu na coś.
-Hermiona? Co Ty tu robisz?- usłyszałam i zanim się odwróciłam już wiedziałam, do kogo należy ten głos.
-Witaj, Steave- powiedziałam ze sztucznym uśmiechem, w środku jednak przeklinając się za to, że się nie pospieszyłam, i nie wyszliśmy stąd wcześniej.
-Długo Cię nie było u nas na oddziale- powiedział, a uśmiech nie schodził z jego twarzy.
Zauważyłam, że Draco bacznie się nam przygląda, jakby chciał wiedzieć, czy łączy nas tylko zwykła znajomość, czy coś więcej. Cóż, chyba będę musiała mu później wytłumaczyć, że Steave’a poznałam gdy oboje zaczynaliśmy pracę w Mungu, i niedługo po tym zostaliśmy parą. Po naszym rozstaniu, które nastąpiło zaskakująco szybko próbowaliśmy jeszcze kilka razy. Nie mogłam się jednak oszukiwać, że robię to dlatego, że mi na nim zależy. Wracałam do niego tylko dlatego, że potrzebowałam mężczyzny- jakiekolwiek mężczyzny, który mógłby pomóc mi wypełnić pustkę w moim sercu.
-Jakoś nie było okazji- powiedziałam z uśmiechem prawie tak samo szerokim jak jego.
-Przepraszam Cię, ale muszę teraz zajrzeć do mojej pacjentki- powiedział ze skruchą i jakby żalem- Mam jednak nadzieję, że spotkamy się niedługo?
-Jeśli uda mi się znaleźć czas- odpowiedziałam wymijająco, a następnie po krótkim pożegnaniu ruszyłam w stronę wyjścia.
-Jakiś bliski znajomy?- spytał Draco, gdy czekaliśmy na windę.
Poczułam, że się czerwienię, ale postanowiłam nie tchórzyć i spojrzałam mu w oczy.
-Już nie- odpowiedziałam i wsiadłam do winy, która właśnie przyjechała.
Po wyjściu ze szpitala Draco chwycił mnie za rękę, a ja poczułam, że rozpacz i złość do całego świata, jaka we mnie kiełkowała, powoli odpuszcza.
Gdy doszliśmy do jakiejś małej uliczki zrozumiałam, że tym krótkim spacerem Draco dał mi czas, bym się uspokoiła. Przed teleportacją spojrzałam mu w oczy mając nadzieję, że wyczyta z nich moje nieme podziękowania. Chyba tak było, bo uśmiechnął się do mnie delikatnie, a chwilę później odczułam ucisk towarzyszący teleportacji.
Wylądowaliśmy w jego salonie, ale on uparcie trzymał mnie dalej. Po chwili zbliżył się jeszcze bardziej, a jego usta odszukały moje. Ten pocałunek różnił się od tych, którymi obdarowywał mnie wczoraj. Był bardzo delikatny, ale równocześnie pełen troski, i dziwnej zaborczości. Oderwał na chwilę swoje usta od moich, co skomentowałam cichym westchnięciem.
-Powinnaś się położyć- powiedział cicho, wciąż stojąc blisko mnie- To był ciężki dzień i obawiam się, że jutrzejszy będzie taki sam.
-Powinnam wrócić do siebie- powiedziałam, choć tak naprawdę nie pragnęłam niczego innego niż to, bym mogła z nim zostać.
-Nie ma mowy- powiedział stanowczo, odsuwając się ode mnie.
-A jeśli chodzi o Twoje ubranie-  powiedział widząc, że chcę ponownie się odezwać- To jeśli nie będzie Ci to przeszkadzało, to mam tu ubrania mojej matki, mogłyby na Ciebie pasować…- przerwał nagle, a ja zrozumiałam, że mimo upływu czasu strata Narcyzy wciąż go boli.
-Nie będzie- powiedziałam cicho, a on ponownie złapał moją dłoń.
-Chodź, zaprowadzę Cię do jej garderoby.
Nie mając innego wyboru i równocześnie nie chcąc mieć takowego, poszłam za nim.





1 komentarz:

  1. Nominowałam Cię do Liebster Award :> szczegóły tutaj: http://dramione-diabelskie-uczucie.blogspot.com/2013/06/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń