Siedziałem za biurkiem w moim gabinecie rozmyślając o mojej dzisiejszej wizycie u kobiety,
której zawdzięczam życie i wolność moją, mojej siostry i Hermiony.
W pewnym momencie do moich drzwi ktoś zapukał. Po krótkim
„proszę” do gabinetu weszła ładna, długonoga blondynka.
-Panie Malfoy, pańska dzisiejsza korespondencja- powiedziała
tylko i zniknęła za drzwiami.
Już dawno przestała chwytać się każdego sposobu, bym na nią
spojrzał i się z nią umówił. Prawdę mówiąc, było mi to na rękę, bo choć była
bardzo kompetentną pracownicą czasem miałem ochotę ją zwolnić, ze względu na to
jak na mnie polowała.
Spojrzałem na stos listów, które mi przyniosła i niechętnie
zabrałem się za ich przeglądanie.
Rachunki, zaproszenia, upomnienia, podziękowania…
Moją uwagę przykuła szara koperta o połowę mniejsza od
pozostałych.
Sięgnąłem po nią szybkim ruchem i otworzyłem. Po
przeczytaniu treści, doszedłem do wniosku, że lepiej by było dla mnie, gdybym
nie otwierał tej koperty.
Wstałem i podszedłem do okna, spoglądając przez nie na ulice
mugolskiego Londynu. Mimo to, kartka na moim biurku raz po raz przyciągała mój
wzrok. Było tam tylko kilka starannie wykaligrafowanych słów. Kilka zbitek
liter, które jednak sprawiły, że moje dłonie zaczęły niebezpiecznie drżeć, a w
gardle czułem dziwny ucisk.
Chwyciłem tą kartkę w drżące ręce i uważnie jej się
przyjrzałem.
Draco,
Twoja ignorancja sprawiła, że nikt nie jest już
bezpieczny. Lepiej uważaj, jeśli nie chcesz by kogoś jeszcze spotkał taki los,
jak państwa Zabini.
ABC.
Nim wskazówki zegara zdążyły się przemieścić na tarczy, ja-
dzięki teleportacji, byłem już w Ministerstwie Magii.
Wyszłam z Munga, a Londyn, o dziwo, przywitał mnie słońcem i
delikatnym, przyjemnym wiatrem. Zamiast teleportować się do domu, postanowiłam
się więc przejść.
Przed wyjściem ze szpitala odwiedziłam jeszcze Cameron. Kolejny dzień i taka sama reakcja- nie chciała mnie widzieć. Przykro mi, ale z drugiej strony ją rozumiem.
Przed wyjściem ze szpitala odwiedziłam jeszcze Cameron. Kolejny dzień i taka sama reakcja- nie chciała mnie widzieć. Przykro mi, ale z drugiej strony ją rozumiem.
Wiesz co jest dzisiaj horrorem?
To iść na porodówkę we dwoje i wrócić we dwoje też
Nie mam pojęcia dlaczego mimo tego, co spotkało moich
przyjaciół, i tego co mnie samą dotknęło w ostatnim czasie, potrafię dostrzec
uroki dnia codziennego. Uśmiechałam się do mijających mnie mugoli, a Ci
patrzyli na mnie niezrozumiale, jakby uśmiech był czymś niecodziennym.
Obserwowałam życie toczące się wokół mnie, ale sama byłam jakby poza nim. Nie
spieszyłam się, nie goniłam za czymś, co było nieuchwytne. Pierwszy raz
zrozumiałam, co tak naprawdę znaczy życie dniem dzisiejszym. Co więcej, podobało
mi się takie życie.
Czy mogę więc powiedzieć, że jestem szczęśliwa?
Nie do końca.
Ale czuję, że to, co mam mi wystarcza. Wiem, że Draco Malfoy
wtargnął do mojego życia zupełnie niespodziewanie i nie do końca z mojej woli.
Wiem jednak też, że w którymś momencie stał się częścią mojego świata, i to
dużą częścią.
Pokazał mi, może nie do końca świadomie, że czasem warto
przestać oglądać się za tym, co było i zajmować się tylko tym, co jest.
Nie tylko on mnie czegoś nauczył.
Najwięcej nauczyli mnie moi rodzice. I choć wiem, że na to
kim jestem wpłynęło wiele czynników, to jednak największy wpływ na mnie mieli
właśnie oni.
Pokazali mi czym jest prawdziwa miłość. Dzięki nim mogę
kochać, bo i oni zawsze mnie kochali.
Nauczyli mnie szacunku do wszystkiego, co żyje- zarówno do
ludzi, jak i do zwierząt. Dlatego każdemu okazuję należyty szacunek, bo i oni
zawsze mnie szanowali.
Nauczyli mnie, że warto ufać ludziom. Pokazali mi też, że
życie nie zawsze jest usłane różami. Dali mi wiele lekcji, a każda kolejna
wpływała na budowanie i ulepszenie mojego charakteru, a przy tym mnie samej.
Snując swoje rozmyślania nie zauważyłam, gdy dotarłam do
domu. Nie tracąc więcej czasu dostałam się do mieszkania i zaczęłam pakowanie.
-Pomożemy Ci, Malfoy- powiedział Potter, a ja spojrzałem na
niego zaskoczony.
Przychodząc tutaj, do biura aurorów, co prawda liczyłem na
pomoc Chłopca, Który Przeżył, ale nie sądziłem, że zgodzi się tak od razu.
-Mogę mieć pewność, że Hermiona i Eliza otrzymają
odpowiednią ochronę?
Spojrzał na mnie wzrokiem, który zdawał się mnie
prześwietlać.
-Zajmą się tym moi najlepsi ludzie. Oczywiście- dodał,
widząc że chcę coś powiedzieć- do Blaise’a i jego żony również oddeleguję odpowiednich
ludzi. Żadne z nich nie zorientuje się, że jest pilnowane.
-Mam nadzieję- odpowiedziałem i wstałem z miejsca po drugiej
stronie biurka Potter’a.
-Dziękuję- dodałem, a twarz byłego Gryfona rozświetlił
uśmiech.
-Do zobaczenia.
-A, i jeszcze jedno- powiedziałem przed wyjściem- Możesz
przekazać Weasley’owi, że wiem o tym, że jest.. Że jest z moją siostrą- niemal
wyplułem z siebie te słowa- I że jeśli tylko się dowiem, że jakoś ją
skrzywdził, to go zabiję.
Po tych słowach wyszedłem, pozostawiając Harry’ego z
szerokim uśmiechem na twarzy. Musiałem już wracać, Hermiona na mnie czekała.
Samolot oderwał się od ziemi godzinę temu i jedyne, co
mogłam teraz podziwiać były białe chmury pod nami, które wyglądały jak śnieg.
Choć nasz środek transportu leciał z niesamowitą prędkością wydawało się, jakby
sunął powoli, delikatnie wręcz.
Uwielbiałam latać.
Człowiek jest wtedy zwieszony między ziemią, a niebem. Ma
czas na wszystko, bo ten jakby się zatrzymał. Nikt nie goni. Nikt nie
pospiesza. Można cieszyć się chwilą i ja zamierzam to zrobić.
Po mojej lewej stronie siedzi Draco, jakby trochę nieobecny.
Rozgląda się dokoła, ale za każdym razem, gdy pytałam go o co chodzi,
odpowiadał, że jest po prostu zmęczony.
Powiedziałam, by się zdrzemnął, a sama sięgnęłam po książkę.
Mugolską książkę o tytule, który rozbawił Malfoya.
-Wichrowe Wzgórza?- spytał z uśmiechem- Dlaczego akurat
wichrowe?
Spiorunowałam go wzrokiem i otworzyłam książkę w miejscu,
gdzie ostatnio skończyłam. Trudno było mi skupić się na czytaniu, gdyż Malfoy,
zamiast spać, zaglądał mi przez ramię.
-Kocham ziemię, po której On stąpa, powietrze nad jego
głową; wszystko, czego dotknie jego ręka, każde jego słowo, każde spojrzenie,
każdy postępek i Jego całego bez zastrzeżeń!- przeczytał cicho, a ja
zarumieniłam się na jego słowa.
-Czy dasz mi przeczytać tą książkę w spokoju?- warknęłam na
niego, a on odpowiedział mi szczerym, dźwięcznym śmiechem.
-Dobrze, już Ci nie przeszkadzam- powiedział, unosząc
ręce w geście ‘co złego, to nie ja’.
Zauważyłam, że siedząca obok nas starsza pani uśmiecha się,
gdy na nas patrzy. Odpowiedziałam jej uśmiechem, na co ona pokiwała głową i
odwróciła wzrok.
Po chwili ja również to zrobiłam i zatopiłam się w lekturze.
Draco nie przerwał mi już do końca podróży.
Barcelona. Miejsce, które odwiedzałam już z rodzicami, ale
które zawsze mnie zaskakuje. Uwielbiam Hiszpanię, a ta jej część mnie wprost
oczarowała. Wyglądałam przez okno hotelowego pokoju, ubrana w długą, czerwoną
suknię, której włożenie Malfoy wręcz na mnie wymusił. Teraz czekałam tylko, by
ten się odświeżył i mieliśmy wychodzić. Oczywiście, standardowo już, nie miałam
pojęcia gdzie idziemy.
Przyglądałam się palmom, które rosły przy plaży, i morskim
falom, które raz po raz rozlewały się na piasku. Hotel, w którym się
znajdowaliśmy był wspaniały i to nie tylko dlatego, że był jednym z najdroższych
hoteli. Jego umiejscowienie w pobliżu tej plaży było wspaniałym pomysłem.
Usłyszałam, że drzwi się otwierają i już po chwili obok mnie
stał Draco. Ubrany w elegancki, idealnie skrojony garnitur prezentował się
wspaniale.
-Gotowa?- spytał, a ja tylko pokiwałam głową.
Chwycił mnie za rękę i poczułam, że gdzieś się
teleportujemy.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak bardzo się denerwowałem.
Nie wiem nawet, czy kiedykolwiek denerwowałem się tak bardzo. Czułem, jak serce
wybija mi nerwowy rytm, gdy po teleportacji wylądowaliśmy na dachu najwyższego
budynku w Barcelonie, który był jednocześnie restauracją. Dzisiejszego wieczoru
cała ta przestrzeń była nasza, choć Hermiona o tym nie wiedziała. Zauważyłem,
jak oczarowana rozgląda się dokoła. W pewnej chwili podeszła do jednej z
barierek i wychyliła się przez nią.
-Draco..
-Cii, nic nie mów.
Spojrzała na mnie, a ja wiedziałem, że to już ten
moment, ale nie mogłem zdobyć się na
ten gest. Ręce trzęsły mi się jakbym przechodził delirium, a serce coraz
bardziej przyspieszało.
Spojrzałem w jej oczy i to one pomogły mi podjąć decyzję.
Kilka szybkich ruchów i już klęczałem przed nią z
wyciągniętą ręką, w której spoczywał pierścionek.
-Hermiono Granger, jesteś najważniejszą osobą w moim życiu i
najlepszym, co mnie w nim spotkało. Chciałbym, byśmy byli razem już zawsze i by
nikt i nic nie mogło nas rozdzielić. Zostaniesz moją żoną?
Łzy spływały po jej policzkach, gdy słabym głosem
odpowiedziała mi to jedno słowo.
Przepraszam Was za ten rozdział, wiem że nie jest doskonały, ba! on nawet nie jest dobry, ale nie mogę wykrzesać siebie więcej weny do napisania dobrego rozdziału na tego bloga. Końcówka jest wybitnie beznadziejna, ale mam nadzieję, że to Was nie zniechęci, a ja obiecuję, że zrobię wszystko by kolejny rozdział by lepszy od tego.