Siedziałam na łóżku w mojej sypialni, czekając na Ginny. Od
samego rana szukałam odpowiedniego stroju na dzisiejszy wieczór w towarzystwie
Malfoya, a jedyną rzeczą, którą udało mi się zrobić był wielki bałagan. Dlatego
właśnie, zdesperowana i rozemocjonowana pół godziny temu zadzwoniłam po Rudą.
Na całe szczęście w ostatnim czasie nasze stosunki ociepliły się na tyle, bym
mogła na nią liczyć nawet w tak głupiej sytuacji. Gdy usłyszałam dzwonek do drzwi,
jak najszybciej rzuciłam się ich stronę. Weasley’ówna, widząc moją minę i
ubranie, które miałam na sobie dostała ataku głupiego śmiechu, którego nie
mogła powstrzymać aż do wejścia do mojej sypialni. Gdy tylko przekroczyła jej próg oczy zaiskrzyły jej na widok
wszystkich ubrań porozrzucanych wszędzie, gdzie tylko się dało. Prawie
natychmiast rzuciła się ku czerwonej, długiej sukni bez ramiączek i ułożyła ją
na jedynej wolnej części łóżka. Obok niej położyła krótką, zgniłozieloną suknię
z wycięciem na plecach i klasyczną „małą czarną”.
-Łap tą- powiedziała i rzuciła we mnie czerwoną suknią. Idź,
przymierz ją i zaraz zobaczymy, jak ona na Tobie leży.
Po przymierzeniu ostatniej już sukienki i wysłuchaniu
narzekań Rudej ustaliłyśmy, o dziwo zgodnie, że najlepsza będzie „mała czarna”,
do której Ginny z zadziwiającą łatwością dobrała odpowiednie buty i biżuterię.
Dziewczyna postanowiła, że musi pozostać u mnie do mojego
wyjścia, bo po pierwsze: musi zobaczyć, jak będę się prezentowała w efekcie
końcowym, a po drugie: nie przepuści tak łatwo okazji, by zobaczyć Malfoy’a.
Godzinę przed planowanym przyjściem Dracona ktoś zadzwonił
do drzwi. Gdy je otworzyłam pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy był
ogromny bukiet tulipanów we wszystkich chyba kolorach tych kwiatów, jakie
istnieją.
-Panna Granger?- spytał ktoś zza kurtyny kwiatów.
-Tak, to ja- odpowiedziałam niepewnie, zerkając na Ginny
stojącą w wejściu do kuchni, która prawie zzieleniała z zazdrości.
-Proszę tylko tutaj pokwitować- powiedział młody chłopak
stojący przede mną, a gdy to zrobiłam wręczył mi kwiaty i rzucając „Do
widzenia, życzę miłego wieczoru” odszedł szybko.
Wciąż zaskoczona poszłam do kuchni i nie zwracając uwagi na
Ginny, która prawie skakała pod sufit z ekscytacji, położyłam bukiet na stole i
zaczęłam szukać jakiegoś liściku. Ku
radości zarówno mojej, jak i Rudej wśród tulipanów znajdowała się mała
karteczka, na której treść została wykaligrafowana starannym, ładnym pismem,
które znałam, i na którego widok mimo woli moje serce zaczęło bić szybciej.
Ginny natomiast ciekawa treści liściku i zaskoczona moją skamieniałością
zajrzała mi przez ramię i odczytała na głos:
„Mam nadzieję, że bukiet Ci się spodobał- uznałem, że
róże byłyby zbyt pompatyczne. Nie mogę się doczekać naszej kolacji. Ubierz się
jakoś ładnie, Granger.
D.Malfoy"
Ostatnie zdanie tak przypominało mi dawnego Malfoy’a, że
wzruszenie ścisnęło mi gardło- jako idiotka z sadystycznymi zapędami tęskniłam
czasem za dawnym Draco.
-Hermiono!- to Ginny próbowała przywołać mnie na ziemię.
Została niecała godzina, a ja muszę Ci jeszcze zrobić makijaż i ułożyć fryzurę.
Westchnęłam na to przeciągle, ale nie sprzeczałam się z nią,
bo miała rację.
Tylko i wyłącznie dzięki jej zabiegom mogłam piętnaście
minut przed planowanym przyjściem Malfoy’a stać przed lustrem i podziwiać swoje
odbicie. Weasley miała niezaprzeczalny dryg i dużą wprawę, bo nigdy nie
sądziłam, że będę mogła wyglądać tak dobrze.
-Kocham Cię, Ginny- powiedziałam, obracając się przed
lustrem.
-Wiem przecież- powiedziała z udawaną nonszalancją. Malfoy
padnie, gdy Cię zobaczy.
-Wolałabym, żeby nie padł zanim nie porozmawiamy- odrzekłam
jej tylko, starając się ukryć rumieniec wstydu, co było dość trudne ze względu
na to, że na głowie miałam koka.
Weasley na moją odpowiedź tylko zachichotała cicho.
Równo o dwudziestej do moich drzwi zadzwonił dzwonek.
Poszłam je otworzyć na miękkich nogach i z szybko bijącym sercem, co bardzo,
ale to bardzo mi się nie podobało. Ginny w tym czasie już szykowała się do
wyjścia ze złowieszczym uśmiechem na twarzy. Jednym krótkim szarpnięciem
otworzyłam drzwi a jego widok sprawił, że moje serce na chwilę zwolniło swój
bieg, aby już po chwili bić dwa razy szybciej niż wcześniej.
-Witaj, Hermiono- powiedział ze swoim standardowym uśmiechem,
od którego miękły mi kolana.
Doprawdy, muszę wziąć się w garść, bo jeśli dalej tak będę
na niego reagowała, to w końcu umrę na zawał serca.
-Witaj- powiedziałam wreszcie z uśmiech. Wejdź, proszę-
starałam się utrzymywać głos w ryzach i mam nadzieję, że mi się to udawało.
-Mam gościa, ale ona już wychodzi, prawda? –rzuciłam w
stronę kuchni widząc, a raczej nie widząc, by Ruda szykowała się do wyjścia.
Draco był lekko zaskoczony, ale widząc kto wychodzi z kuchni
uśmiechnął się szelmowsko, na co Ginny odpowiedziała mu uśmiechem. Od tej
słodyczy zrobiło mi się niedobrze, więc rzuciłam w stronę Weasley:
-Dziękuję Ci za wszystko, DO WIDZENIA.
Mogłabym się założyć, że Ruda musiała powstrzymywać śmiech.
-Och, nie ma za co!- jeśli zaraz nie wyjdzie, to chyba ją
uszkodzę.
-Do zobaczenia, Hermionko. Paa, Draco- tak, machaj do niego
dłużej Ginny, a Twoje życie będzie dużo krótsze, niż byś chciała.
Gdy wreszcie wyszła, Malfoy zaczął się głośno śmiać. Miałam
go właśnie skarcić za to, ale uświadomiłam sobie, że po raz pierwszy od bardzo
dawna słyszę, by śmiał się tak szczerze- dlatego po chwili do niego dołączyłam.
Gdy trochę ochłonęliśmy, Draco obejrzał mnie od góry do dołu, na co się
zarumieniłam.
-Ślicznie wyglądasz- powiedział to tak, jakby to było oczywiste.
Komplement z jego ust zabrzmiał milion razy lepiej niż gdyby
wypowiadał go ktoś inny.
-Możemy już wychodzić?- spytał, a ja drgnęłam lekko,
wytrącona nagle ze swoich myśli.
-Oczywiście- odpowiedziałam szybko i sięgnęłam po płaszcz,
który Malfoy niemal natychmiast wyjął mi z ręki i pomógł włożyć.
Westchnęłam jedynie- zaczyna się.
Po wyjściu przed moją klatkę, Draco podszedł do stojącej
niedaleko taksówki i otworzył przede mną jej drzwi. Malfoy korzystający z
mugolskich środków transportu? Tego jeszcze nie było. Zajęłam miejsce w
taksówce, a sekundę później i Malfoy w niej siedział. Ruszyliśmy od razu, co
znaczyło, że nasz kierowca dobrze wiedział, gdzie jechać i była to kolejna
rzecz, która mnie zaskoczyła tego dnia.
Gdy stanęliśmy, Draco wysiadł szybko, by chwilę później
otworzyć przede mną drzwi. Zdziwiłam się, gdy wysiadłam, tyle że zaskoczenie,
którego doznałam nie było pozytywne. Gdy nasza taksówka odjechała rozejrzałam
się dookoła miejsca, w którym się znajdowaliśmy, licząc na to, że coś przeoczyłam.
Wciąż jednak widziałam tylko obskurne kamienice. Obok nas znajdował się znak
informujący o ulicy, na której teraz byliśmy. Rozpoznałam ją, ale nie podniosło
mnie to na duchu. No bo po co Malfoy zabrał mnie do najbiedniejszej dzielnicy w
Londynie?
-Słodko wyglądasz, Granger- powiedział, a ja uświadomiłam
sobie, że od kilku minut zdziwiona rozglądam się po okolicy.
-Chodźmy już- powiedział, ale ja nie ruszyłam się z miejsca,
więc spojrzał na mnie pytająco.
-Nie pójdę dopóki nie powiesz mi, dokąd mnie zabierasz-
odrzekłam i założyłam ręce na piersi.
Podszedł do mnie powoli i stanął blisko. Za blisko.
-Nie daj się prosić, Hermiono- powiedział cicho i
wyswobodził moją rękę, by już po chwili zamknąć moją dłoń w swojej. Sekundę
później wszystko zawirowało i rozpoznałam objawy towarzyszące teleportacji
łącznej. Zirytowało mnie to. Szybko jednak zapomniałam o mojej irytacji, gdy
spostrzegłam, gdzie się znajdujemy.
-Nigdy nie oceniaj książki po okładce- powiedział Draco
stojący obok mnie. I miej zawsze zaufanie do mnie, Granger. Możemy już iść na
tą kolację?
Nie mogłam się nie zgodzić. Nie po tym, jak zabrał mnie do
Rio de Janeiro.
Uliczne latarnie oświetlały ludzi spacerujących po mieście.
W oddali na niebie widać było latające lampiony szczęścia. Również para
nastolatków , obok której na chwilę się zatrzymaliśmy zapalała taki lampion.
Gdy poszliśmy dalej minęła nas dwójka dzieci, które na twarzy miały
różnokolorowe maski. Chłonęłam widoki tego miasta oczarowana jego pięknem.
Zawsze chciałam zwiedzić Rio, ale wcześniej brakowało mi czasu i okazji.
-Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo jestem Ci wdzięczna,
że mnie tu zabrałeś! – Draco na te słowa jedynie uśmiechnął się do mnie jednym
ze swoich najpiękniejszych uśmiechów.
Próbowałam zobaczyć wszystko, co się tam znajdowało, ale
było tego za dużo, a my cały czas szliśmy. Co jakiś czas czułam na sobie wzrok
Malfoy’a, ale gdy go na tym przyłapywałam jedynie uśmiechał się złośliwie. W
pewnej chwili zatrzymał się, a ja chcąc nie chcąc musiałam zrobić to samo. Staliśmy przed pięknie oświetloną i zapewne
strasznie drogą restauracją. Draco gestem zaprosił mnie do środka- tam lokal
prezentował się jeszcze lepiej niż na zewnątrz. Prawie od razu po wejściu do
wnętrza restauracji podszedł do nas wysoki, przystojny kelner.
-Czy mają państwo rezerwację?- spytał płynnie, ale z
zauważalnym akcentem.
-Tak, na nazwisko Malfoy- odpowiedział mu Draco.
Mężczyzna zerknął na kartkę, którą miał ze sobą, a gdy
znalazł to, czego szukał pokiwał głową.
-Proszę za mną- rzucił w naszą stronę z uśmiechem.
Szliśmy za nim długim korytarzem, a następnie weszliśmy
razem do windy. Gdy stał koło Malfoy’a nie mogłam ich nie porównywać.
„Nasz” kelner był co prawda wysoki, ale w przeciwieństwie do
Dracona był brunetem o ciemnej karnacji i prawie czarnych oczach. Mimo, że
niezaprzeczalnie był przystojny to jednak brakowało mu „tego czegoś”, co z
pewnością posiadał były Ślizgon. Moje rozmyślania przerwał cichy gong, który
oznajmił, że nasza winda dotarła na miejsce. Kelner ruszył dalej, a my w ciszy
podążaliśmy za nim. W pewnym momencie skręcił, a gdy się zatrzymał zaparło nie
dech w piersiach. Mężczyzna wskazał nam nasz stolik, odsunął przede mą krzesło
i podał Menu. Gdy podał je Draco powiedział coś do niego, ale tego już nie
usłyszałam- byłam zbyt pochłonięta obserwowaniem wszystkiego, co mogłam objąć
wzrokiem.
Znajdowaliśmy się na ogromnym tarasie, z którego mieliśmy
widok na miasto. Mimo, że był już wieczór, to było tam ciepło, a świece stojące
prawie wszędzie wspaniale wszystko oświetlały.
Draconie Malfoy’u zdobyłeś właśnie u mnie ogromnego plusa.
-Co o tym wszystkim myślisz?- spytał mnie wspominany chłopak
z widocznym zainteresowaniem.
Na chwilę oderwałam wzrok od cudownego widoku, by spojrzeć
na Malfoy’a.
-Chciałabym Ci bardzo podziękować- zaczęłam. Zawsze o tym
marzyłam, Draco i nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam tak… tak szczęśliwa- po
tych słowach spojrzał na mnie tak cudownym wzrokiem, że moje serce chyba
zatrzymało się na chwilę.
Gdy odwrócił swoje spojrzenie, mimowolnie zrobiłam to samo-
w naszą stronę zbliżał się kelner. Zezłościło mnie to trochę, bo przerwał tą
krótką chwilę, podczas której Malfoy z zimnego drania przemienił się w księcia
z bajki- mojego księcia.
-Czy zdecydowali się już państwo na coś?- spytał mężczyzna z
czarującym uśmiechem.
-Hermiona?- to mnie Draco oddał pałeczkę.
Spojrzałam na menu i spośród różnych dań, wybrałam to,
którego nazwa najbardziej przypadła mi do gustu.
-Poproszę danie z numerem 37- powiedziała z uśmiechem do
kelnera.
-Imagine dragons, bardzo dobry wybór- odpowiedział mi
mężczyzna również z uśmiechem.
Draco, słysząc nazwę potrawy wybuchnął śmiechem. No tak,
smoki. Policzki zapiekły mnie i poczułam, że się czerwienię.
-Dla mnie to samo- powiedział Malfoy, szczerząc się jak
idiota.
Kelner patrzył to na niego, to na mnie nie rozumiejąc ani
wesołości Draco, ani mojego zawstydzenia, ale się nie odzywał.
-Mogę do tego zaproponować czerwone wino- powiedział po
chwili, cały czas się uśmiechając.
Draco spojrzał na mnie i pytająco uniósł brwi. Kiwnęłam więc
głową, a następnie spojrzałam na kelnera.
-Tak poprosimy to wino- powiedział Draco do mężczyzny, nie
obrzucając go ani jednym spojrzeniem.
Kelner pokiwał głową, podziękował i odszedł, zabierając ze
sobą karty dań. Spojrzałam na Malfoy’a, który wpatrywał się we mnie z taką
intensywnością, że po krótkiej chwili musiałam odwrócić wzrok. Skierowałam go
na miasto, które zachwycało swym urokiem
-Możesz mi opowiedzieć coś o sobie?- odezwał się Draco, a ja
spojrzałam na niego zaskoczona.
-Czym się zajmujesz, gdzie mieszkasz i tym podobne. Od
zakończenia wojny nie mieliśmy ze sobą kontaktu, dlatego wiem o Tobie bardzo
mało, chociaż chciałbym wiedzieć więcej- zakończył swoją wypowiedź, a mi
wzruszenie ścisnęło gardło.
Nic nie mogłam poradzić na to, jak na mnie działał, choćbym
nie wiem jak bardzo chciała.
Super. Liczę, że szybko zauważę nową notkę. Życzę weny.
OdpowiedzUsuńTwój blog został dodany do Stowarzyszenia.
OdpowiedzUsuńZapraszamy do udziału w życiu bloga. Pozdrawiam serdecznie.
Ross.