środa, 27 marca 2013

Rozdział 20.



Nagła cisza, która objęła błonia była nienaturalna. Każdy stał, oczekując ponownego ataku, ale ten nie nastąpił. Dostali od Czarnego Pana godzinę. Godzinę, by Potter stawił się w Zakazanym Lesie i dobrowolnie oddał się w ręce Śmierci.



Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich.





Blais,  Hermiona, Draco i Eliza, zatrzymali się na chwilę w Lochach, z dala od wszystkich, by chwilę odpocząć i mniej- więcej wszystko sobie wyjaśnić. Dwójka Malfoyów i Panna Granger bardzo cieszyli się, że mają z powrotem swojego przyjaciel. Odzyskali go, pomimo, że teraz był Śmierciożercą. Jednak gdyby nie on, to i Hermiona i Ginny Weasley, już by nie żyły. Pomógł im, pozostał im wierny, pomimo wszystko. I to było najważniejsze.
Wiedzieli, gdzie musi udać się Harry Potter, ale wiedzieli też, że nie ma to sensu, dopóki Nagini żyje.
Hermiona nadal nie potrafiła otrząsnąć się z szoku spowodowanego tym, że Harry’emu i Ronowi udało się zniszczyć resztę horkruksów. Przedostatniego udało im się odnaleźć przy pomocy ducha, a teraz pozostała jedynie Nagini.. I gdyby wierzyć temu, co mówił Potter, pozostał On sam. Jeden wąż i jedna ludzka istota trzymały przy życiu największego i najstraszniejszego czarodzieja na Ziemi.

Draco Malfoy rozglądał się po zniszczonych lochach. Nic nie wyglądało w nich tak, jak wcześniej, prawie wszystko zostało zniszczone. Wspominał niektóre lekcje w nich, zakazane spacery po korytarzach, patrole, wyśmiewanie Gryfonów. W Hogwarcie był szanowany, lubiany, prawie wszyscy czuli do niego szacunek i respekt.. I co mu to dało? Skoro teraz był wystawiony na śmierć, i to że umrze, było bardziej niż pewne?


Szacunek innych, o który tak zabiegasz to kpiny, kiedy sam dla siebie go nie masz.




Blais był szczęśliwy. Od dłuższego czasu tak naprawdę był szczęśliwy, pomimo to, że wokół ginęli ludzie, że on sam niedługo może umrzeć, to był szczęśliwy, bo obok siebie miał ludzi, którzy byli dla niego bardzo ważni. Odzyskał ich, i to było najważniejsze.



Nawet gdy przyjaciel działa wbrew tobie, wciąż jest twoim przyjacielem.




Eliza stała wpatrzona w jeden punkt. Była zmęczona, strasznie zmęczona, chciała, żeby było już po wszystkim, ale z drugiej strony… Jeszcze kilka dni temu wydawała się gotowa na śmierć. Myślała, że jest gotowa. A teraz, gdy w każdej chwili mogła umrzeć, bała się, cholernie się bała, co się stanie. W jej głowie panował wielki chaos.



Czy wszystko pozostanie tak samo, kiedy mnie już nie będzie? Czy książki odwykną od dotyku moich rąk, czy suknie zapomną o zapachu mojego ciała? A ludzie? Przez chwilę będą mówić o mnie, będą dziwić się mojej śmierci i zapomną. Nie łudźmy się, ludzie pogrzebią nas w pamięci równie szybko, jak pogrzebią w ziemi nasze ciała. Nasz ból, nasza miłość, wszystkie nasze pragnienia odejdą razem z nami i nie zostanie po nich nawet puste miejsce. Na ziemi nie ma pustych miejsc.



Myśli odbijały się w głowie Hermiony. Zerknęła na zegarek, który miała na ręce. Zostało pół godziny. Za pół godziny wszystko może wyglądać inaczej.. Nie miała wątpliwości co do tego, że Potter pójdzie na to spotkanie. Nie pozwoliłby, by jego przyjaciele ginęli za niego. By ktokolwiek więcej za niego ginął. Bała się o niego, cierpiała, ale wiedziała, że nie może mu pomóc. On sam musiał sobie poradzić. Sam. Chociaż ciężko było przyjąć jej to do świadomości, to nie mogła nic zrobić, by mu pomóc.



Ja biorę głęboki wdech, ale nic to nie daje. Nie widzę już kolorów, teraz wszystko jest szare.



Kolejne pół godziny, te ostatnie, jak myślała o nich Hermiona, spędzili wychodząc z lochów, pomagając spotkanym na drodze rannym i odciąganiu zabitych w miejsca, gdzie nikt nie mógł zbezcześcić ich ciał. W pewnym momencie dawna Gryfonka osunęła  się po ścianie i zaczęła szlochać. Eliza podeszła do niej, a Dracon spojrzał na ciała zmarłych , których widok sprawił, że dziewczyna sprawiająca wrażenie silnej, rozpłakała się jak małe dziecko.
Zobaczył kobietę, z różowymi włosami, a obok niej mężczyznę, prawdopodobnie jej męża.
Draco rozpoznał  ją prawie od razu, przecież była jego rodziną. Tonks i Lupin. Córka szlamy i wilkołak.
Spojrzał na Hermionę, która  podniosła się już i opanowała łzy.
-Przepraszam, ale byli mi bliscy..- powiedział lekko zachrypniętym głosem – Poza tym, niedawno zostali rodzicami..- dopowiedziała, a następnie, przy pomocy chłopaków usunęła ich ciała w bezpieczne miejsce, a następnie ruszyła dalej, by jak najszybciej znaleźć się na błoniach, by móc poczekać na Pottera, który powinien, wróć! Który musiał wrócić.



Prawdziwy przyjaciel jest z tobą na dobre i na złe.



Łzy spływały po jej policzkach zmywając bród, który osiadł na nich podczas walki. Chociaż Hermiona szarpała się i wyrywał jak tylko mogła, silne ramiona Dracona nie pozwalały jej podbiec do Hagrida. Do Hagrida, który na swoich rękach niósł martwego Harry’ego Pottera. Chłopiec- Który- Przeżył tym razem poległ. Zacisnęła mocno powieki, i wtuliła się w trzymającego ją chłopaka. Nie chciała na to patrzeć. Bo to oznaczało koniec.



Nagle coś się kończy, jakby runął tobie świat. Pragniesz cofnąć czas? Na próżno. Nagle widzisz jasno tyle utraconych szans, słów, na które już za późno. Zapominasz co dnia, że każda chwila to dar. Masz ją, by móc przebaczać, kochać, zostawić ślad.





Draco był w  szoku. Co ten cholerny Potter sobie myślał? Umarł i nic go już nie obchodzi, a ludzi, którzy tu pozostali będą nadal cierpieli.
Po chwili jednak wydarzyło się coś, czego nie mógł pojąć. Potter zniknął,  choć nie wiadomo gdzie, i jakim cudem, skoro umarł? Wściekły wąż Voldemorta natomiast, rzucił się do przodu, na członków Zakonu Feniksa i ludzi stojących po ich stronie, ale zanim ktokolwiek zdążył się ruszyć, na węża rzucił się Longbottom i z okrzykiem „Gwardia Dumbleodre’a”  jednym, szybkim ruchem miecza Gryffindora, oddzielił głowę, od jego olbrzymiego cielska.
Longottom. Neville Longbottom, który bał się wszystkiego i wszystkich, któremu ciągle nic nie wychodziło zabił węża Czarnego Pana.



Odwaga to panowanie nad strachem, a nie brak strachu.




Voldemort zawył  z wściekłości, a później zaczął rzucać zaklęciami we wszystkich, którzy znajdowali się blisko niego.
Draco, który do tej pory trzymał Hermionę przed sobą odrzucił do tyłu i celując różdżką w Śmierciożerców ochraniał Hermionę własnym ciałem.
-Sama potrafię się obronić- powiedziała wściekła, a Draco nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.
-Hej, Smoku!- Draco usłyszał głośny krzyk Zabiniego, który  z uśmiechem szaleńca walczył obok niego- Za przyjaźń!- krzyknął jeszcze do niego i pobiegł, by jednym skutecznym machnięciem różdżki ochronić Parvati Patil przed zaklęciem niewybaczalnym.
Draco po raz  kolejny uśmiechnął się do siebie.



Przyjaźń zawarta w dzieciństwie to jedyne, co nie umiera wcześniej niż my.



Po chwili jednak uśmiech zszedł mu z twarzy, bo ktoś rozdzielił go z Hermioną. Rzucając zaklęcie niewybaczalne na zamaskowanego Śmierciożercę jak  najszybciej pobiegł w stronę zamku. Musiał ją odnaleźć i bronić. Zrobić wszystko, by przeżyła.



Kiedy jej nie ma, gwiazdy nie mają w sobie tyle magii. W kolorach nie ma ich intensywności. W powietrzu nie ma świeżości. W wodzie nie ma otrzeźwienia. Muzyka nie brzmi tak pięknie. Nie ma wiatru. Nie ma słońca. Nie ma mnie.




Hermiona biegła do przodu, raz po raz trafiając zaklęciami Śmierciożerców. Po chwili zauważyła dwie rude czupryny i jedną czarną. Nie zważając na płynące w jej stronę zaklęcia jak najszybciej pobiegła do nich.
-Harry!- krzyknęła tylko, rzucając się Potterowi na szyję- Jak, ale jak, przecież Ty.. – nie dokończyła, bo jej głos przeszedł w płacz, a płacz w szloch.
-Nie teraz, nie mamy czasu, nie ma już horkruksów, Hermiono, teraz  nadszedł mój czas, nasz czas.
Po tych słowach spojrzeli na siebie i po chwili cała czwórka biegła w stronę Wielkiej Sali.



Przyjaźń nie potępia w chwilach trudnych, nie odpowiada zimnym rozumowaniem: gdybyś postąpił w ten czy tamten sposób... Otwiera szeroko ramiona i mówi: nie pragnę wiedzieć, nie oceniam, tutaj jest serce, gdzie możesz spocząć.





I już. To był koniec. Czarny Pan leżał na środku Wielkiej Sali, a Śmierciożercy uciekali stamtąd jak najszybciej. Potter, zmęczony, ale szczęśliwy, choć chyba nie do końca wierzący w to, co się stało stał obok jego ciała, teraz już obściskiwany przez wszystkich.
Hermiona, widząc jego minę, zaczęła się głośno śmiać. Szybko jednak przestała i zaczęła szukać Dracona, Elizy i Blaisa.
Harry przeprosił wszystkich, po czym szybkim krokiem zaczął iść w stronę dziewczyny, szybkim ruchem zabierając ze sobą Rona.
Musieli wyjaśnić sobie wiele spraw. Ale nie musieli się z tym spieszyć. Mieli czas.
-Nie martw się- szepnął Potter, a Hermiona podskoczyła, zaskoczona jego obecnością- Żyją, przed chwilą ich tu wszystkich widziałem. A my musimy porozmawiać.
Po tych słowach Święta Trójca, znowu razem, udała się w poszukiwaniu spokojnego miejsca, w którym będę mogli porozmawiać.



Są ludzie którzy znaczą dużo więcej niż trochę.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz