czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 21.



Hermiona stała daleko od wszystkich. Nie chciała, by ją widzieli, nie teraz. Po jej twarzy wolno spływały łzy. Ale to nie one były najgorsze. Odczuwała też ból, ból w sercu, i choć robiła wszystko, by zniknął, to nic nie działało.
Wszędzie, gdzie by tylko się nie obejrzała, królował kolor czarny. Przejmujący, oplatający wszystko i wszystkich. Daleko przed nią, na podwyższeniu stał ksiądz, który wczytywał nazwiska wszystkich poległych na polu bitwy. Przed księdzem, na krzesłach ustawionych w długich rzędach siedzieli przyjaciele i rodziny tych, którzy zginęli. Większość zabitych była jeszcze bardzo młoda. Całe życie mieli przed sobą. Mogli zrobić jeszcze mnóstwo rzeczy. Mogli żyć.
Hermiona znała ich wszystkich, choćby z widzenia. Wciąż nie mogło do niej dotrzeć, że już nigdy ich nie zobaczy.


Czasem zrozumieć to wszystko jest tak trudno i ciężko sobie wmówić, że życie jest próbą, że ktoś ułożył ten plan precyzyjnie, kiedy odchodzą szybko ci, którzy żyli tak niewinnie. Co boli? To, że musisz tkwić bezczynnie, faktów niewoli, w wiecznym memento mori. Wyrzucam smutek, zostawiam pamięć o nich , twarze z przeszłości, duchy, których nie chcę wygonić.




Od bitwy minęły już dwa tygodnie, ale pogrzeb odbywał się teraz , ponieważ dopiero dwa dni temu udało się odnaleźć większą część zabitych. Przed wejściem do Hogwartu nadal jednak widniała lista zaginionych, których nie odnaleziono. Wśród nazwisk tych ludzi, jednych mniej, innych bardziej znanych, widniało nazwisko cioci Hermiony.
Hogwart wyglądał już prawie tak, jak przed bitwą. A minęły dopiero dwa tygodnie.
Hermiona od końca bitwy nie widziała Harry’ego, Rona, ani Ginny. A minęły aż dwa tygodnie.
Od dwóch tygodni nie spotkała Dracona.
Próbowała rozmawiać z nim po bitwie, ale on powiedział jedynie, że musi sobie wszystko poukładać, oraz zaopiekować się Elizą, ponieważ jego ojciec trafił do Azkabanu.
Ale obiecał, że odezwie się jak najszybciej. Obiecał. A przecież zawsze powtarzał, że Malfoy nigdy nie łamie złożonej obietnicy. Przecież by jej nie zostawił. Nie zostawił by jej, prawda?
Nie mogła tam dłużej zostać. Wszyscy znajdujący się tam ludzie pogrążeni byli w żałobie, opłakiwali bliskich. Nie mogła się oszukiwać. Bo choć ubrana była tak jak oni, choć też opłakiwała zabitych, choć w pewnym stopniu czuła się tak, jak zgromadzeni tam ludzie, to bardziej cierpiała dlatego, że nie wiedziała, co dzieje się z Malfoyem.
Przebiegła raz jeszcze wzrokiem po rodzinach zmarłych, ale wśród wszechobecnej czerni nie mogła rozpoznać nikogo znajomego. Następnie cicho, by nie zakłócić ceremonii, zaczęła się oddalać. Gdy odeszła na tyle, że nie słyszała już żadnego ze słów księdza., usiadła na schodkach przy wejściu do Hogwartu, by się uspokoić. Wiedziała, że musi znaleźć jakoś Malfoya.
Musiała się dowiedzieć, co się z nim dzieje, co myśli o przyszłości.
Nie wiedziała, ile tam siedziała, jednak po pewnym czasie zauważyła, że coraz więcej ludzi kieruje się w stronę Hogwartu. Nie chciała zostać w tym miejscu, choć wiedziała, że gdyby chwilę zaczekała, to zobaczyłaby się z Harrym, Ronem i Ginny.
Ale wiedziała też, że nie ma dla niej miejsca w ich życiu. Już nie.
Dowiedziała się, że po śmierci Freda cała trójka zamieszkała w Norze. Harry i Ginny wrócili do siebie, planowali już nawet, że gdy Ginny ukończy Hogwart, do którego miała wrócić we wrześniu, pobiorą się.
Wstała szybko, i równie szybkim krokiem udała się na skraj Zakazanego Lasu, by móc się stamtąd teleportować.
Po chwili pojawiła się w małej, ciemnej uliczce niedaleko dawnego domu jej cioci, w  którym aktualnie zamieszkiwał Draco i Eliza, gdyż ich dom został zniszczony jeszcze  przed bitwą.
Jej życie obróciło się o 180 stopni. Nie było już Czarnego Pana i przecież powinna być szczęśliwa. Tak długo tego wyczekiwała, zresztą, jak wszyscy. Mieli być szczęśliwi już na zawsze. Razem.
Okazuje się jednak, że życie stawia przed nami wyzwania, których się nie spodziewaliśmy, których nigdy nie braliśmy pod uwagę.
To, że została zniszczona jedna osoba, która czyniła zło, nie znaczy, że zło samo w sobie również zostało zniszczone. Z nim nie ma już tak łatwo. Skrzętnie się ukrywa i zawsze znajdzie jakąś drogę ucieczki. My musimy uważać, by czasem nie znalazło schronienia u nas.
Z takimi myślami Hermiona, już nie mała, przerażona wszystkim Gryfonka, ale dorosła, odważna kobieta, przemierzała ciche, spokojne ulice.
Co chciała przekazać Malfoyowi?
Może rzuci mu się na szyję i będzie czekała, aż on coś powie. Albo stanie w progu i będzie czekała, aż on wykona pierwszy ruch?
Albo też od razu powie mu, co myśli.
‘Jesteś chamski. Złośliwy. Nie umiejący okazywać uczuć. Nietolerancyjny, zimny, bezwzględny. Nie zważający na nic i na nikogo, okropny, zły. Kocham Cię, Malfoy’



Na zewnątrz twarda, niezależna kobieta, w środku dziewczyna stęskniona za miłością, pragnąca ciepła i wsparcia. Strach przed przyznaniem się do uczuć wygrywa z chęcią ich posiadania, mimo iż chciałoby się inaczej.



Westchnęła cicho, a gdy ocknęła się ze swoich myśli, zauważyła, że stoi już pod domem cioci. Odwróciła się, ale domu Malfoyów nie było. Jakby rozpłynął się w powietrzu. Po chwili ponownie odwróciła się ku domowi cioci.
Podeszła bliżej, ale bała się wejść. Po dłuższej chwili się przełamała i dotknęła furtki. Otworzyła się, skrzypiąc, a Hermiona weszła do ogrodu. Idąc wolno do drzwi widziała, jakie zmiany tu zaszły. Niegdyś piękny ogród, z mnóstwem roślin, teraz zniknął. Wszystko porośnięte było chwastami. Przyspieszyła krok i po chwili stała już przed drzwiami małego domku. Nie zauważyła nigdzie dzwonka, który kiedyś znajdował się po prawej stronie drzwi, więc głośno zapukała. Przez dłuższą chwilę nikt nie otwierał, więc uniosła rękę, by zapukać ponownie, ale w tym samym momencie ktoś otworzył drzwi.
Dziewczyna, która jej otworzyła wyglądała na jakieś 16 lat, włosy miała wysoko upięte w kok, na sobie luźną, skromną, sukienkę, a na nogach buty na stosunkowo wysokim obcasie. Gdy tylko zauważyła, kto stoi w drzwiach rozłożyła szeroko ramiona, by przytulić Hermionę, której nie widziała od rozpoczęcia bitwy.
Obie dziewczyny były wzruszone i bardzo cieszyły się z tego spotkania.
-Lizka?- Hermiona usłyszała głos, który bała się usłyszeć, a jednocześnie, który sprawiał, ze serce biło jej nienaturalnie szybko, a nogi miękły, jakby były z waty. Głos przez nią uwielbiany, którego w ostatni czasie tak bardzo jej brakowało.
-Czy mamy..?- Draco Malfoy nagle przerwał, gdy dostrzegł, że obok jego siostry stoi Hermiona Granger. Hermiona. Jego Hermiona.
-Miona?- spytał cicho.
Dziewczyna nie odpowiedziała, nie była w stanie, bo właśnie w tym momencie, gdy go ujrzała, wszystkie wspomnienia powróciły. Nie tylko te z czasów, gdy byli szczęśliwi, ale też z te z okresu, gdzie się nienawidzili, te w których Malfoy nie byłyby Malfoyem, gdyby kilka razy nie nazwał jej ‘szlamą’ . Wszystkie uczucia nagle, niewiadomo z jakiej przyczyny, uderzyły w niczego niespodziewającą się dziewczynę, stojącą na progu tego domu.
Jej serce sprawiało wrażenie, jakby pękło na pół. Dziwne dwie połowy, z których jedna chciała by dziewczyna rzuciła się chłopakowi na szyję i wyznała mu miłość, a druga postanowiła, że dziewczyna będzie stała i grała twardą i niedostępną. Tak, jak on.


Dławię się własną wiedzą, bądź niewiedzą. Tonę w bezmiarze miłości, bądź nienawiści. Szukam radości towarzystwa, bądź samotności w sobie. Nie istnieją żadne półśrodki.



-To, ja Was zostawię. Draco, nie trzymaj Hermiony w korytarzu, zaproś ją do salonu, a ja przygotuję herbatę- powiedziała Eliza, grając rolę gospodyni doskonałej.
Tak naprawdę jednak, chciała zostawić swojego brata i dziewczynę samych, by wreszcie ze sobą poważnie porozmawiali. Draco nie wiedział, co ze sobą zrobić, więc poszedł za radą swojej siostry, odchrząknął i powiedział Hermionie, by zdjęła płaszcz, a później, gdy go od niej odebrał, zabrał ją do salonu.
Hermiona weszła do pomieszczenia pełna zaciekawienia, co takiego zmienili młodzi Malfoyowie w dawnym domu jej cioci, czy będzie w stanie rozpoznać salon, w którym spędzała dawniej dużo czasu. Gdy jednak przekroczyła jego próg doznała miłego zaskoczenia, a na jej twarzy zakwitł lekki uśmiech. Oprócz kilku nowych fotografii na kominku nie spostrzegła niczego nowego. Cieszyła się, że nic nie zmienili. Podeszła do kominka, by obejrzeć te fotografie, a przy okazji jeszcze raz przemyśleć to, co chciała powiedzieć Malfoyowi.


Nie szukaj złości, szukaj miłości, by móc ją pamiętać i wziąć ją w objęcia.





-Proszę, usiądź- powiedział Dracon spokojnie, a następnie zaatakował ją pytaniami:
-Co się z Tobą działo? Gdzie byłaś przed zakończeniem bitwy? Z kim walczyłaś? Zostałaś ranna? Co się z Tobą działo po bitwie? Masz już plan na siebie? Gdzie teraz mieszkasz?
Ciekawość Dracona sprawiła, ze Hermiona zaczęła się śmiać, w odpowiedzi chłopak również się do niej uśmiechnął.
–Nie tak szybko- powiedziała dziewczyna, a gdy już przestała się śmiać, dodała:
-Wiesz, jak na razie.. Nie chciałabym rozmawiać o bitwie, dobrze? To wciąż świeże rany, Draco. Chciałabym porozmawiać o nas, to znaczy… O tym, co było między nami.



W życiu bowiem istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca.





-Nie chce, żeby tak zostało, wiesz, od czasu bitwy.. To były najgorsze dwa tygodnie w moim życiu. Nie miałam nawet z kim porozmawiać, ja nie chcę, żeby..
Przerwała, bo z korytarza dobiegł ją donośny śmiech i głośny stukot obcasów, który zbliżał się do salonu, pomimo zastrzeżeń Elizy, że Dracon ma gościa i nie będzie mógł z tą osobą porozmawiać.
-Nonsens- powiedziała nowo przybyła do Elizy, wchodząc do salonu- Draco, jak mogłeś zapomnieć, że byliśmy umówieni na oglądanie domów!
Hermiona spoglądała to na kobietę, to na Dracona. Po chwili wszystko stało się dla niej jasne.
-Przepraszam, że zajęłam Ci tak dużo czasu, Draco- powiedziała Hermiona, nie patrząc na niego.
-Pójdę już- powiedziała szybko, patrząc na Elizę, a następnie szybkim krokiem zaczęła iść do drzwi.
Gdy już miała wychodzić, siostra Malfoya znalazła się przy niej i delikatnie dotknęła jej ramienia.
-Hermi, to nie tak, jak myślisz.. To znaczy, tak, ale…
-Spokojnie, nie musisz się za niego tłumaczyć. To normalne, że ułożył sobie życie, i że nie ma w nim miejsca dla mnie .. – powiedziała, ściszając głos- Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy- powiedziała i jak najszybciej wyszła, chcąc być jak najdalej od tego miejsca i od Malfoya.
Szybkim krokiem wyszła, a wręcz wybiegła na ulicę. Mogła teleportować się stamtąd, ale chciała się przejść, odetchnąć, przemyśleć to wszystko. Jeszcze chwilę wcześniej myślała, że wszystko się jakoś ułoży, że będzie szczęśliwa. Szczęśliwa. Dziewczyna uśmiechnęła się gorzko na te słowa. Czymże jest szczęście i czy ono w ogóle istnieje?


Są ludzie, którym szczęście mignie tylko na moment, na moment tylko się ukaże po to tylko, by uczynić życie tym smutniejsze i okrutniejsze.




Postanowiła wziąć się w garść, ale to nie było takie proste. Nie chciała wracać do domu rodziców, bo choć Ci cieszyli się, że ich córka jest cała i zdrowa, i wiedziała, że chętnie ją przyjmą, to wiedziała też, że są na nią źli na to, że przez bardzo długi czas w ogóle się do nich nie odzywała.
Poza tym, Hermiona nie mogła już dłużej udawać, że należy do ich świata, bo tak nie było. Ona nigdy do niego nie należała. Nie chciała też dłużej z nimi mieszkać, ale nie miała dokąd pójść. Nie miała do kogo się zwrócić, a dopóki nie znajdzie pracy, nie stać jej było na wynajęcie, lub tez kupienie swojego mieszkania...
Nagle przystanęła. Odpowiedź spłynęła na nią nagle i niespodziewanie. Blais. Jej dawny przyjaciel.
Pomimo, że na jego ręce widniał Mroczny Znak, to nie chciał zabijać.
Nie skrzywdził ani jej, ani Dracona, chociaż od tego zależało jego życie. Podczas bitwy stanął po stronie Zakonu, a następnie, już oficjalnie w Ministerstwie opowiedział wszystko o Śmierciożercach, podał kilka nazwisk i został oczyszczony z zarzutów, nie musiał przebywać w Azkabanie, co więcej Minister Magii zaproponował mu pracę w Departamencie Magicznych Gier i Sportów, na co Blais z ochotą przystał. Dzięki dobrej pracy, a także dzięki oszczędnościach pozostawionych mu przez matkę wynajął śliczne, duże mieszkanie na obrzeżach Londynu.
Tego wszystkiego Hermiona dowiedziała się od niego samego, gdy spotkali się tydzień temu w jednym z mugolskich klubów, by spokojnie, z dala od wścibskich czarodziei świętować zwycięstwo nad Czarnym Panem.
Powiedział też, że zawsze może na niego liczyć, w każdej kwestii, jednak mimo to nie wiedziała, czy będzie w stanie przełknąć dumę i poprosić przyjaciela o przysługę. Ale chyba będzie musiała.
Po tych przemyśleniach, nie zwracając uwagi na to, gdzie się znajduje, z cichym trzaskiem teleportowała się, by chwilę później stanąć niepewnie przed drzwiami Blaisa Zabiniego. Dracona Malfoya zostawiła daleko za sobą, w przeszłości, do której nie chciała wracać. A przynajmniej miała taką nadzieję.



Nic nie może przecież wiecznie trwać, co zesłał los trzeba będzie stracić. Nic nie może przecież wiecznie trwać, za miłość też przyjdzie kiedyś nam zapłacić…





Wiedziałem, że to krążenie po pokoju i rzucanie wszystkim, co wpadło mi w ręce nie było ani rozsądne, ani dojrzałe, ale sprawiało mi to jakąś chorą satysfakcję.
Była tu. Hermiona tu była, ale ta idiotka, cóż, moja przyszła żona, ale jednak idiotka, musiała przyjść akurat w takim momencie!
Chciałem jej wszystko wytłumaczyć na samym początku, ale brakło mi odwagi. Moje tchórzostwo rujnowało mi życie, nie po raz pierwszy zresztą.
Jak mam teraz odnaleźć Hermionę? Cholerna Granger, nie dała mi nic wytłumaczyć, wyszła tak szybko.. A później zatrzymała mnie moja kochana siostrzyczka mówiąc, że tamta musi sobie to poukładać.. Tylko co JA mam teraz zrobić? Jak jej to wszystko wytłumaczyć? Jak wytłumaczyć, że mojej przyszłej żony nie wybrałem sobie sam, tylko zaraz po moich urodzinach wybrał mi ją mój kochany Ojciec? Nie uwierzy mi. Niby dlaczego miałaby mi uwierzyć?




Nie wiem czy umiem tu mówić o uczuciach, na pewno rozumiem jak łatwo można upaść, nie wiem czy słuchasz jak mocno bije serce, kiedy proste słowa stają się najtrudniejsze.




Nie mogłem jednak tak tego zostawić. Hermiona była MOJA. Ostatnimi czasy dużo o niej myślałem. Dość często niestety w moich wizjach widziałem szczęśliwą Hermionę, która stała przed ołtarzem, podczas ślubu. Swojego ślubu, stojąc obok jakieś przystojnego dupka, którym nie byłem ja!
Wiedziałem, że gdyby zdecydowała się żyć z kimś innym nie pogodziłbym się z tym, ale jeśli miałaby być z nim szczęśliwa, to i ja w jakimś, może małym stopniu, ale też byłbym szczęśliwym. Bo zależało mi jedynie na jej szczęściu. Ona miała być szczęśliwa, bo na to zasłużyła.
Ale nie mogę ukrywać, że jest dla mnie ważna, cholernie ważna i nie chciałbym jej stracić. Ona pierwsza i jedyna obudziła moje zlodowaciałe serce, które teraz, bez niej, na powrót stawało się zimne i puste.


Nie wiem jak ci to powiedzieć, mam zawiązane usta, nienastrojone serce, dlatego weź je ustaw. Dusza jest pusta, bez ciebie trudno ustać, wina leży na mnie, tak samo jak moja bluzka. I nie odpuszczam, czuję, że jestem inny, uczucia biorą górę, a człowiek jest bezsilny.



1 komentarz:

  1. I znów bez sensu. Przecież ojciec Dracona jest w Azkabanie!! Draco nie musi żenić się z jego powodu.

    OdpowiedzUsuń