Nie wiem, ile już tkwię w tym życiu-
nie życiu. Prawdę mówiąc nie obchodzi mnie to. Powrócił dawny Draco Malfoy.
Chyba ten prawdziwy. Nie wiem. Nic już nie wiem. Nie wiem nawet tego, kim
jestem.
Tak mało wiem o
sobie, a chciałbym wiedzieć więcej.
Kiedyś
byłem zawsze taki sam. Zimny, bezwzględny, dzielący ludzi ze względu na krew,
status społeczny, majątek… Czułem się lepszy od innych. Miałem czystą krew,
moja rodzina stała wysoko, była szanowana, skrytka w Banku Gringotta zawsze
była pełna. Kiedyś byłem z tego dumny. Śmiesznie dumny z rzeczy, które są bez
znaczenia. Jednak kiedyś naprawdę w to wierzyłem. A może miałem nadzieję, że to
prawda? Teraz to już nie ma znaczenia. Tak samo, jak moje nędzne życie.
Dlaczego jestem taki, jak wcześniej? Kolejna rzecz, której nie wiem. Może
dlatego, że tak jest łatwiej. Bezpieczniej. I zdecydowanie bardziej pusto. W
pracy, otaczam się mnóstwem ludzi, natomiast w domu towarzyszy mi jedynie
alkohol.
Nalewam drugą szklankę, żeby nie była pusta, jak pokój, moje serce i słowa w Twoich ustach.
Moja żona, cóż, teraz już była żona,
odeszła jakieś dwa miesiące po naszym ślubie. Nie powiem, że jakoś szczególnie
się tym przejąłem. Nic dla nie znaczyła. Nie była Hermioną. Dopiero po tym, gdy
Granger odeszła poczułem, jak bardzo ważna dla mnie była, i ile dla mnie
znaczyła. Wkroczyła do mojego życia szybko, niespodziewanie. Tak samo z niego
odeszła.
Nigdy nie sądziłem, że będę w stanie
aż tak się do kogoś przywiązać. Bez niej jestem nikim.
Ale czy kiedykolwiek byłem kimś?
Nie wiem, czy umiem tu mówić o uczuciach, na pewno rozumiem, jak łatwo można upaść.
Zawsze myślałam, że sam fakt bycia
Malfoyem automatycznie sprawi, że wszystkie moje problemy, jeśli już się
pojawią, rozwiążę bez najmniejszego wysiłku. Z drugiej strony, czy Ona była
problemem? Nie, chyba nawet tak nie myślę. Problemem są uczucia, które
nieświadomie we mnie obudziła.
Wydaje mi się, że odchodząc, zabrała
je ze sobą. Nie mam nic przeciwko temu, że je sobie wzięła; i tak cały byłem
jej. Mam jej za złe to, że odeszła. Chciałem, by została. By była częścią
mojego życia. By była moja. Żeby po prostu była.
Kilka tygodni temu dostałem nietypową
wiadomość. Blais się żeni. Mój kumpel, Blais będzie mężem. Tydzień po
otrzymaniu tej wiadomości odwiedził mnie, razem ze swoją przyszłą żoną. Muszę
przyznać, że ma dobru gust. Głupia też nie jest, ale nie wiem, czy wytrzymają
ze sobą pół roku, a co dopiero całe życie. Ale to ich sprawa. Chcieli, żebym
został świadkiem na tym ślubie.
Cholera, on jest jeszcze bardziej
uparty niż ja. Nie wiem, jak to zrobili, ale zgodziłem się.
Rozmawialiśmy długo, co było dla mnie
szokiem, bo ostatnimi czasy takie rozmowy przeprowadzałem jedynie z moimi
klientami.
Podczas tej rozmowy chciałem się
dowiedzieć, co u Hermiony. Chciałem, a jednocześnie nie chciałem o nią pytać.
Bo co by było, gdybym się dowiedział, że ułożyła sobie życie z jakimś
mężczyzną? A co, jeśli ona mnie już nie pamięta? Tego nie chciałem wiedzieć.
Gdy wyszli, upewniwszy się uprzednio, że na pewno zjawię się na ich ślubie, ja
jeszcze długo biłem się z myślami.
Moja siostra spytała się mnie
ostatnio, czego tak naprawdę oczekuję od Hermiony. Chciała też wiedzieć, co bym
jej powiedział, gdybyśmy się spotkali. Uważam, że nie ma co gdybać; ona nie
chce mnie znać, nie spotkamy się.
Eliza uważa, że powinienem się nad tym
zastanowić, bo prędzej czy później się spotkamy; choćby przez wspólnych
znajomych. Ja tak nie uważam. Poza tym, gdybyśmy już ze sobą rozmawiali, to nie
sądzę, żeby uwierzyła w to, że jej potrzebuję. Ale, ale, to już gdybanie, a ja
muszę skupić się na ważnych sprawach w tym momencie, a nie na tych, które się
pewnie nie wydarzą.
Ważna jest teraz moja klientka, która
zdecydowała się skorzystać z moim usług, gdyż usłyszała, że jestem jednym z
najlepszych wśród młodych prawników. Kobieta ta zdecydowała się odejść od męża,
szanowanego lekarza, który się nad nią znęcał. Mam, reprezentując ją przed
sądem, zabrać mu, jak największą część majątku. Lubię takie sprawy. Jutro jadę
do Munga, by spróbować dowiedzieć się, jakie relacje łączyły go ze
współpracownicami i czy nie były one zbyt bliskie.
Drugą ważną sprawą jest Zabini, a
dokładniej ten jego ślub. Muszę zastanowić się nad jakimś dobrym
prezentem dla nich. Poza tym, jakby mało było tego wszystkiego, to jako świadek
zostałem wytypowany do zorganizowania Blaisowi wieczoru kawalerskiego.
Mugolskiego wieczoru kawalerskiego. Oprócz tego mam zjawić się u nich za kila
dni, by Anne, przyszła pani Zabini, mogła „dopasować mnie do jej świadka”, jak
się wyraziła. Mam nadzieję, że będzie ładna, i że da się z nią normalnie
porozmawiać. Jej świadek, nie Ann.
Uśmiech sam wypłynął mi na twarz, bo
nagle, ni stąd, ni zowąd przypomniały mi się moje kłótnie z Granger. Te o
wszystko i te o nic. Oddałbym wiele, byśmy mogli znów porozmawiać. Nawet gdyby
to miałaby byś kłótnia, jakich wiele było między nami.
Pamiętam, że kiedyś obiecywałem, że
jej nie zostawię. Obiecywałem, że będę przy niej. Obiecywałem, że zawsze
będziemy szczęśliwi- razem. Pamiętam też, jak mówiłem, że Malfoy zawsze
dotrzymuje słowa. Złożyłem jej tyle obietnic, a żadnej nie dotrzymałem. Czy
więc moje słowo było jeszcze coś warte?
Proste słowa,
obietnice bez znaczenia…
Chciałbym choć jeszcze raz ją
zobaczyć. Dotknąć. Przytulić. Pocałować.
Chciałbym usłyszeć „zamknij się
Malfoy”. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że to wszystko MOJA wina. Ja to
wszystko zepsułem. Tak bardzo chciałbym to naprawić. Chciałbym wiedzieć, czy
mam jeszcze jakieś szanse u niej.
Chociaż właściwie jestem Malfoyem. A
to wszystko zmienia. Bo Draco Malfoy zawsze dostaje to, co chce dostać.
Czyż nie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz