czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 23.



Nie wiem, ile już tkwię w tym życiu- nie życiu. Prawdę mówiąc nie obchodzi mnie to. Powrócił dawny Draco Malfoy. Chyba ten prawdziwy. Nie wiem. Nic już nie wiem. Nie wiem nawet tego, kim jestem.


Tak mało wiem o sobie, a chciałbym wiedzieć więcej.



Kiedyś byłem zawsze taki sam. Zimny, bezwzględny, dzielący ludzi ze względu na krew, status społeczny, majątek… Czułem się lepszy od innych. Miałem czystą krew, moja rodzina stała wysoko, była szanowana, skrytka w Banku Gringotta zawsze była pełna. Kiedyś byłem z tego dumny. Śmiesznie dumny z rzeczy, które są bez znaczenia. Jednak kiedyś naprawdę w to wierzyłem. A może miałem nadzieję, że to prawda? Teraz to już nie ma znaczenia. Tak samo,  jak moje nędzne życie. Dlaczego jestem taki, jak wcześniej? Kolejna rzecz, której nie wiem. Może dlatego, że tak jest łatwiej. Bezpieczniej. I zdecydowanie bardziej pusto. W pracy, otaczam się mnóstwem ludzi, natomiast w domu towarzyszy mi jedynie alkohol.




Nalewam drugą szklankę, żeby nie była pusta, jak pokój, moje serce i słowa w Twoich ustach.


Moja żona, cóż, teraz już była żona, odeszła jakieś dwa miesiące po naszym ślubie. Nie powiem, że jakoś szczególnie się tym przejąłem. Nic dla nie znaczyła. Nie była Hermioną. Dopiero po tym, gdy Granger odeszła poczułem, jak bardzo ważna dla mnie była, i ile dla mnie znaczyła. Wkroczyła do mojego życia szybko, niespodziewanie. Tak samo z niego odeszła.
Nigdy nie sądziłem, że będę w stanie aż tak się do kogoś przywiązać. Bez niej jestem nikim.
Ale czy kiedykolwiek byłem kimś?


Nie wiem, czy umiem tu mówić o uczuciach, na pewno rozumiem, jak łatwo można upaść.


Zawsze myślałam, że sam fakt bycia Malfoyem automatycznie sprawi, że wszystkie moje problemy, jeśli już się pojawią, rozwiążę bez najmniejszego wysiłku. Z drugiej strony, czy Ona była problemem? Nie, chyba nawet tak nie myślę. Problemem są uczucia, które nieświadomie we mnie obudziła.
Wydaje mi się, że odchodząc, zabrała je ze sobą. Nie mam nic przeciwko temu, że je sobie wzięła; i tak cały byłem jej. Mam jej za złe to, że odeszła. Chciałem, by została. By była częścią mojego życia. By była moja. Żeby po prostu była.


Mieliśmy słodkie chwile, słony pot, dziś mamy kwaśne miny, gorzkie żale.


Kilka tygodni temu dostałem nietypową wiadomość. Blais się żeni. Mój kumpel, Blais będzie mężem. Tydzień po otrzymaniu tej wiadomości odwiedził mnie, razem ze swoją przyszłą żoną. Muszę przyznać, że ma dobru gust. Głupia też nie jest, ale nie wiem, czy wytrzymają ze sobą pół roku, a co dopiero całe życie. Ale to ich sprawa. Chcieli, żebym został świadkiem na tym ślubie.
Cholera, on jest jeszcze bardziej uparty niż ja. Nie wiem, jak to zrobili, ale zgodziłem się.
Rozmawialiśmy długo, co było dla mnie szokiem, bo ostatnimi czasy takie rozmowy przeprowadzałem jedynie z moimi klientami.
Podczas tej rozmowy chciałem się dowiedzieć, co u Hermiony. Chciałem, a jednocześnie nie chciałem o nią pytać. Bo co by było, gdybym się dowiedział, że ułożyła sobie życie z jakimś mężczyzną? A co, jeśli ona mnie już nie pamięta? Tego nie chciałem wiedzieć. Gdy wyszli, upewniwszy się uprzednio, że na pewno zjawię się na ich ślubie, ja jeszcze długo biłem się z myślami.


Nie wiem, czy słuchasz, jak mocno bije serce, kiedy proste słowa stają się najtrudniejsze.


Moja siostra spytała się mnie ostatnio, czego tak naprawdę oczekuję od Hermiony. Chciała też wiedzieć, co bym jej powiedział, gdybyśmy się spotkali. Uważam, że nie ma co gdybać; ona nie chce mnie znać, nie spotkamy się.
Eliza uważa, że powinienem się nad tym zastanowić, bo prędzej czy później się spotkamy; choćby przez wspólnych znajomych. Ja tak nie uważam. Poza tym, gdybyśmy już ze sobą rozmawiali, to nie sądzę, żeby uwierzyła w to, że jej potrzebuję. Ale, ale, to już gdybanie, a ja muszę skupić się na ważnych sprawach w tym momencie, a nie na tych, które się pewnie nie wydarzą.
Ważna jest teraz moja klientka, która zdecydowała się skorzystać z moim usług, gdyż usłyszała, że jestem jednym z najlepszych wśród młodych prawników. Kobieta ta zdecydowała się odejść od męża, szanowanego lekarza, który się nad nią znęcał. Mam, reprezentując ją przed sądem, zabrać mu, jak największą część majątku. Lubię takie sprawy. Jutro jadę do Munga, by spróbować dowiedzieć się, jakie relacje łączyły go ze współpracownicami i czy nie były one zbyt bliskie.
Drugą ważną sprawą jest Zabini, a dokładniej ten jego ślub.  Muszę zastanowić się nad jakimś dobrym prezentem dla nich. Poza tym, jakby mało było tego wszystkiego, to jako świadek zostałem wytypowany do zorganizowania Blaisowi wieczoru kawalerskiego. Mugolskiego wieczoru kawalerskiego. Oprócz tego mam zjawić się u nich za kila dni, by Anne, przyszła pani Zabini, mogła „dopasować mnie do jej świadka”, jak się wyraziła. Mam nadzieję, że będzie ładna, i że da się z nią normalnie porozmawiać. Jej świadek, nie Ann.
Uśmiech sam wypłynął mi na twarz, bo nagle, ni stąd, ni zowąd przypomniały mi się moje kłótnie z Granger. Te o wszystko i te o nic. Oddałbym wiele, byśmy mogli znów porozmawiać. Nawet gdyby to miałaby byś kłótnia, jakich wiele było między nami.

Chcę Ci dać trochę więcej od reszty, ale muszę grać i gnać.

Pamiętam, że kiedyś obiecywałem, że jej nie zostawię. Obiecywałem, że będę przy niej. Obiecywałem, że zawsze będziemy szczęśliwi- razem. Pamiętam też, jak mówiłem, że Malfoy zawsze dotrzymuje słowa. Złożyłem jej tyle obietnic, a żadnej nie dotrzymałem. Czy więc moje słowo było jeszcze coś warte?


Proste słowa, obietnice bez znaczenia…


Chciałbym choć jeszcze raz ją zobaczyć. Dotknąć. Przytulić. Pocałować.
Chciałbym usłyszeć „zamknij się Malfoy”. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że to wszystko MOJA wina. Ja to wszystko zepsułem. Tak bardzo chciałbym to naprawić. Chciałbym wiedzieć, czy mam jeszcze jakieś szanse u niej.
Chociaż właściwie jestem Malfoyem. A to wszystko zmienia. Bo Draco Malfoy zawsze dostaje to, co chce dostać.
Czyż nie?


I nieważne, że oddałbym tyle, by Cię dotknąć, na końcu i na początku jest samotność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz