czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 25.



„Uciekanie od problemów to wyścig, którego nie wygrasz..”

~*~

‘Nie, nie, nie. Tylko nie to’- te słowa powtarzałam, gdy zauważyłam, że Malfoy idzie w moją stronę. W idealnie skrojonym garniturze,  idealnie ułożonymi włosami, z wyrazem twarzy niczym u zawodowego pokerzysty. Myśli tłukły mi się po głowie,  serce waliło tak, że przez chwilę poczułam irracjonalny lęk, że On zaraz je usłyszy. Kilka jego szybszych kroków i chwilę później stał już naprzeciw mnie. Nie potrafiłam się powstrzymać i spojrzałam w te jego przeklęte, ale piękne oczy. To był mój kolejny błąd.
Draco Malfoy był niezaprzeczalnie okrutnym człowiekiem, nie zwracającym uwagi na innych ludzi. Ale mimo to, nadal pozostawała człowiekiem.
-Witaj- to pierwsze słowo, które po tak długim czasie skierował w moją stronę. Nie potrafiłam mu odpowiedzieć, nie panowałam nad swoim ciałem.
-Może się przejdziemy?- spytał, co sprawiło, że się ocknęłam z tego dziwnego transu- Nie zajmę Ci dużo czasu, obiecuję.
Nie byłam w stanie odpowiedzieć, więc skinęłam głową i ruszyłam w stronę głównego wyjścia z kościoła.
Obiecuję. Jedno słowo, ale jakże ważne. Draco złożył już tyle obietnic, ale czy którejś z nich dotrzymał?
Obiecywał, że nigdy mnie nie zostawi.
Obiecywał, że będzie przy mnie.
Obiecywał, że będziemy szczęśliwi- razem.
Nie wiem, co jest gorsze. Jego obietnice, z których żadnej nie dotrzymał, czy to, że w ogóle mu w nie uwierzyłam.
Ale już tego nie zmienię. Zbliżyłam się do wroga. Zaufałam mu. Pokochałam. Jednak cena, którą za nią zapłaciłam wydaje mi się za wysoka.
Kiedyś miałam szczęśliwą rodzinę, przyjaciół, których bardzo kochałam, miałam do kogo zwrócić się z problemem i miałam z kim świętować swój sukces.
Przez niego straciłam to wszystko. A najgorsze jest to, że sama do tego doprowadziłam, że on do niczego mnie nie zmuszał.
Gdy wyszliśmy na zewnątrz, Draco zaprowadził mnie na tyły kościoła, gdzie drzewa tworzyły przyjemny cień, a lekki wiatr targał moją misternie układaną fryzurę.
-Dawno się nie widzieliśmy- powiedział lekko.
Zwyczajnie. Jakby nic się między nami nie wydarzyło. Zabolało, i to mocno.
-Tak wyszło- powiedziałam i ułożyłam usta w coś, co w zamyśle miało być uśmiechem, ale chyba nie bardzo mi to wyszło.
Draco zaczął coś mówić, jednak jego słowa zagłuszył gong dzwonu kościelnego.
-Mógłbyś powtórzyć?- spytałam cicho, bo na nic więcej nie było mnie w tamtej chwili stać.
-Chciałbym Cię prosić, byś była na tym weselu moją osobą towarzyszącą, jak to mówią mugole.


Odsunęłam głowę od samolotowego okna, przerywając tym samym napływające wciąż do mojej głowy wspomnienia. Za oknem robiło się coraz ciemniej, a mój lot miał trwać jeszcze około dwóch godzin. Nie chciałam, by niechciane myśli po raz kolejny napełniły mi głowę, więc wyciągnęłam z bagażu podręcznego książkę „Romeo i Julia” i zatopiłam się w innym świecie.


Siedziałem w niewygodnym fotelu, w samolocie, zły na siebie, na mugoli, na świat. Jednym słowem, na wszystko. Na pięknej wyspie, gdzie miałem wypocząć spędziłem jedynie jeden dzień, po którym to dowiedziałem się, że do mojego domu było włamanie. Niestety, nie takie zwykłe, mugolskie, na tle rabunkowym. Blais stwierdził, że nic nie zginęło, ale coś zostawiono. List, adresowany do mnie. Sprawą zajęli się aurorzy, jednak nie mogłem już zostać w moim raju, musiałem wrócić. Mój urlop poszedł się kochać. A miało być tak pięknie..
Tymczasem musiałem siedzieć zamknięty w tym samolocie, niczym w pudełku, jeszcze około dwóch godzin. Gdy wyjrzałem przez okno widziałem jedynie bezkres nieba. Uwielbiałem latać; czułem się wtedy wolny- byłem jakby ponad światem, ponad innymi. Lubiłem to uczucie. Czułem się wtedy taki inny, może nawet ważny? Takie same uczucia towarzyszyły mi podczas przebywania z Granger, dlatego bardzo lubiłem spędzać z nią czas.
Dlatego wtedy, na weselu Blais’a spytałem, czy będzie chciała mi towarzyszyć. Była bardzo zaskoczona, pewnie nie spodziewała się tego. Ale mimo to się zgodziła. Zgodziła się wejść ze mną pod rękę do kościoła. Zgodziła się przetańczyć ze mną prawie całą noc. Zgodziła się, bym pocałował ją nad ranem, niedaleko małego jeziora. Zgodziła się na to wszystko, a później zniknęła bez słowa. Uciekła. Zostawiła mnie. Po raz kolejny zostałem sam.
Nie byłem już w stanie siedzieć na miejscu, gdzie wciąż napływały do mnie wspomnienia z tamtej nocy,  więc odpiąłem pas i ignorując stewardessa’ę, która pytała czy wszystko w porządku, ruszyłem w stronę toalet.


Chyba wariowałam. Tak, to pewnie to. Inaczej nie potrafię wytłumaczyć faktu, dlaczego serce tak strasznie mi przyspieszyło, gdy przejściem koło mojego miejsca przeszedł szybko jakiś blond- włosy mężczyzna. Mężczyzna, którego zapach jeszcze chwilę po jego przejściu utrzymywał się w powietrzu. Mężczyzna, który przyciągał wzrok kobiet znajdujących się w samolocie. Mężczyzna, który pachniał i wyglądał tak, ja ten, od którego wciąż uciekam.

2 komentarze:

  1. Dobrze Cię tu widzieć :D Na ogół nie lubię onetowskich blogów, ale Twojego czytałam od samego początku :) Ech, zastanawiam się kiedy oni w końcu dojdą do porozumienia... Mam nadzieję, że niedługo :) Mogę wiedzieć ile rozdziałów jeszcze przewidujesz i czy po zakończeniu tego opowiadania będziesz pisać jakieś inne Dramione? Byłoby świetnie, bo każdy Twój rozdział pochłaniam w kilka minut :)
    PS. Dodałam Twój blog do zakładek, więc będę tu wpadać codziennie :D I czy mogłabyś wyłączyć weryfikację obrazkową?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję za komentarz- tak miłe słowa od Ciebie sprawiają, że od razu się uśmiecham, i tak jakoś lepiej się pisze :*
      Co do bloga, to prawdę mówiąc sama jeszcze nie wiem, ile będzie rozdziałów. Na pewno chcę, by było ich minimum trzydzieści, ale co będzie dalej, tego powiedzieć nie potrafię ;_;
      Serdecznie Cię zapraszam do odwiedzania mojego bloga, mam nadzieję, że mój nowy rozdział przypadnie Ci do gustu, a teraz niestety muszę już zmykać- czeka na mnie chemia i niemiecki -.- Więc możesz życzyć mi powodzenia ;3

      Usuń